W BLASKU MIŁOSIERDZIA
1/1002 – 5 stycznia 2025 r. C.
INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA
5 stycznia 2025 r.
Niedziela rok „C”
II NIEDZIELA PO NARODZENIU PAŃSKIM (rok C)
Bez Niego nic się nie stało
„Bez Niego nic się nie stało, co się stało”. To, co stało się na tym świecie bez Słowa, którym jest Bóg nie ma właściwie żadnego znaczenia. Na dobrą sprawę w ogóle się nie stało. To, co nie ma ostatecznie swego źródła w Bogu jest tak nietrwałe, że właściwie można to uznać za nieistniejące. Jeśli więc chcemy zrobić coś trwałego, współpracujmy z Bogiem! Bóg jest otwarty na współpracę, jest ciekaw naszych pomysłów, inicjatyw, pragnień. Wcale nie chce być jedynym myślącym na tym świecie. Dlatego stworzył nas rozumnymi i wolnymi. Ale On nie zaangażuje się w coś, co nie jest dobre i dlatego to, co nie jest dobre nie jest też trwałe. I dzięki Bogu! Dzięki temu, że „bez Niego nic się nie stało, co się stało”.
Nie myślmy więc, że zło, które uczyniliśmy, lub które nam uczyniono, jest trwałe. Trwałe jest tylko dobro. I nie podtrzymujmy sztucznie istnienia tego, co jest złe. To jest bez sensu.
o. Mieczysław Łusiak SJ – „Mateusz.pl”
Boski zamysł
Po raz kolejny w okresie Bożego Narodzenia słyszymy Prolog Ewangelii według św. Jana. Który to już raz? Trzeci? Czwarty? Monotonny rytm, powtarzane słowa i zawiłe treści – wszystko to sprawia, że po lekturze w głowie i w sercu zostaje dokładnie tyle samo, co poprzednim razem. Wrażenie, że tekst jest tyleż wzniosły, co niezrozumiały. Liturgia z uporem wraca do Prologu, ponieważ jest on najstarszym słowem Biblii. Nie dlatego, że powstał najwcześniej. Akurat pod tym względem może być jednym z najpóźniej napisanych fragmentów Pisma Świętego. Jest to najstarsze słowo Biblii, ponieważ opowiada o tym, co się działo, zanim powstał świat. Odsłania pomysł Boga, który postanawia stworzyć świat, a potem odkupić ludzi. Znacząca część akcji rozgrywa się wewnątrz Trójcy Świętej, a nie w scenerii stworzonego świata.
Oto na początku, czyli zanim cokolwiek zaczęło istnieć, Syn był w Ojcu, i Bogiem jak Ojciec był Syn. Ojciec chciał Go jeszcze bardziej obdarować. Dlatego wymyślił materię i związany z nią czas. W nich wyrzeźbił podobiznę Syna-Logosu, boskiego sensu. Wszechświat przez Niego się stał, ponieważ Ojciec stworzył wszechświat jako obraz swojego Syna. A bez Niego nic się nie stało, ponieważ On jest inspiracją i celem istnienia wszystkiego. Każda rzecz odbija jakiś okruch synowskiego piękna, mocy, osobowości…
Życie, którego pełnią jest Boży Syn, rozlało się na świat. Jedynie to jest prawdziwie piękne i dobre, co odzwierciedla Logos, boski zamysł. To On właśnie jest światłem, które z mroku zapomnienia i obojętności wydobyło odwieczne prawdy o miłości Ojca do Syna, celowości świata i ostatecznym sensie istnienia ludzi. Niestety tylko nieliczni chcieli być na powrót obrazem Bożego Syna. Inni woleli świecić własnym mizernym światłem, które nie potrafi rozproszyć narastających ciemności. Ci jednak, którzy przez osobistą decyzję wiary przyjęli boski zamysł, stali się z powrotem Jego dziećmi. Pośrodku nich Słowo rozbiło namiot, a oni stali się Kościołem, przyjmując łaskę po łasce.
Tomasz Grabowski OP – „wdrodze.pl”
Jeżeli tak bardzo nas umiłował
Jeżeli zatem Bóg tak bardzo nas umiłował, że Syna swego Jednorodzonego dał, abyśmy żyli, czy miałby nas potępić i oddać Złemu? Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa (J 1,17).
Tymi słowami św. Jan Chrzciciel wypowiada, na czym polega różnica pomiędzy religią żydowską a chrześcijaństwem. Podobna różnica istnieje pomiędzy chrześcijaństwem i innymi religiami. Zasadniczo religie przekazują mądrość Bożą, prawo moralne, zasady, dzięki którym człowiek może prawdziwie żyć. Jednak grzech mieszkający w nas czyni to wszystko niemożliwym do wypełnienia. Aby osiągnąć to, o czym mówi religia, potrzebna jest moc – Boża łaska.
Dzisiejsze czytania ściśle wiążą ze sobą łaskę i prawdę, co dla nas brzmi nieco dziwnie, bo łaska i prawda wydają się zupełnie różnymi pojęciami, odnoszącymi się do odmiennych zagadnień. Łaskę najczęściej kojarzymy z darem Bożym, który umożliwia osiągnięcie lub zrealizowanie czegoś. Zatem wiążemy łaskę raczej z mocą, zdolnością, sprawnością. Natomiast prawda jest dla nas zgodnością naszych myśli z rzeczywistością, do której się one odnoszą.
Nieco inaczej rozumiane są te pojęcia w języku biblijnym. Prawda przede wszystkim odnosi się do tego, na czym można się oprzeć, czemu można zawierzyć. Prawdą jest orędzie, na którym – jeżeli mu zawierzymy – nie zawiedziemy się i osiągniemy to, co ono obiecuje. Łaska natomiast to przede wszystkim miłość życzliwości, którą Bóg nam ofiarował i nawet zaprzysiągł w przymierzu. W ten sposób przymierze jest tym, co łączy łaskę i prawdę. Prawdą w przymierzu z Bogiem jest Jego miłość względem nas. Na tej miłości możemy się oprzeć i jej zaufać. Jest niezawodna. A ona właśnie jest Bożą łaską względem nas. Najpełniej objawiła się w Osobie Jezusa Chrystusa, który jest narodzonym w ludzkiej postaci Bożym Synem. Przez to narodzenie Bóg stał się naszym Bratem, naszym najbliższym krewnym, czyli Goel! Oznacza to, że zobowiązał się wybawić nas z niewoli. Wziął na siebie wszystkie nasze grzechy i ich konsekwencję – śmierć, aby nas z nich uwolnić. W ten sposób w Nim otrzymujemy wszelką łaskę, wszelkie obdarowanie, o czym pisze św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu.
Jeżeli zatem Bóg tak bardzo nas umiłował, że Syna swego Jednorodzonego dał, abyśmy żyli, czy miałby nas potępić i oddać Złemu? Jest to niemożliwe! Na tym polega wspaniałe orędzie Ewangelii. W nim zawiera się nadzieja naszego życia, dlatego zgłębienie jej jest samą mądrością. Nie ma dla nas niczego ważniejszego. Święty Paweł modli się o to, byśmy ją poznali i coraz bardziej zgłębiali. Kiedy wnikamy w tę tajemnicę, otwierają się przed nami jeszcze większe, wręcz niewyobrażalne prawdy:
Okazuje się, że Bóg umiłował nas jeszcze przed założeniem świata! Wybrał nas, zanim zaistnieliśmy, do szczególnej bliskości ze sobą! Wszystko to z miłości i dla miłości. Te prawdy nas przerastają i powalają swoją głębią. Możemy wobec niej stanąć w zachwycie i pozwolić się jej ogarnąć. Oby modlitwa, jaką św. Paweł wypowiada na końcu dzisiejszego drugiego czytania, wypełniła się w nas:
Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego. Niech da wam światłe oczy serca, tak byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych (Ef 1,17n).
Włodzimierz Zatorski OSB – „wiara.pl”
II niedziela po Narodzeniu Pańskim
W Starym Testamencie znajduje się ponad 400 proroctw dotyczących przyjścia Mesjasza, które wypełniły się w życiu Jezusa. Pierwsze czytanie wskazuje na jedno z tych proroctw – mowa w nim o Mądrości stworzonej od początku. To ta sama Mądrość, o której słyszymy w dzisiejszej Ewangelii. Św. Jan nazywa Mądrość Słowem, które było na początku u Boga, a teraz stało się ciałem. Tym początkiem jest stworzenie. W Księdze Rodzaju czytamy, że Bóg stwarza świat przez Słowo. Po upadku Adama i Ewy świat potrzebuje Odkupienia. Nowy początek to Słowo, które staje się ciałem – Jezus, który rodzi się w Betlejem.
Namiot rozbity w Jakubie, o którym również słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu, odnosi się do pokolenia Jakuba. To historyczne odniesienie do rodowodu Jezusa. Jest to zapowiedź, że Mesjasz, równy Bogu, będzie także człowiekiem, który wejdzie w konkretną historię ludzkości. Ta część proroctwa również wypełniła się w momencie narodzenia Jezusa w Betlejem.
Doprecyzowaniem geograficznym proroctwa jest wskazanie miejsca związanego z misją oczekiwanego Mesjasza – Jerozolimy. Odpoczynek, o którym mówi Księga Syracha, odnosi się do wypełnienia misji Jezusa: Jego męki, śmierci i zmartwychwstania – czyli dzieła Odkupienia.
Jak widzimy, Pismo Święte daje nam wskazówki dotyczące przyjścia Mesjasza. Są to zapowiedzi, które znajdują swoje wypełnienie w konkretnych wydarzeniach. Bóg przemawia do nas w taki sposób, abyśmy mogli, posługując się inteligencją i rozumowaniem, podjąć decyzję wiary.
Dzisiejsze czytania stanowią ważną podpowiedź dla tych, którzy zmagają się ze zrozumieniem wiary. Wiara i rozum nie są sprzeczne. Uważne studium starotestamentalnych proroctw pozwala dostrzec ich spójność z wydarzeniami z życia Jezusa, co wskazuje na ciągłość Bożego Objawienia.
Powinniśmy być świadomi, że istnieje delikatna granica między wiarą a wiedzą. Wiedza opiera się na empirycznych dowodach, natomiast wiara przekracza tę granicę. Wiara w Boga pokazuje więcej, niż człowiek jest w stanie ogarnąć wiedzą, ale nie stoi z nią w sprzeczności. Wiara opiera się na Bożym Objawieniu, które można dostrzec w historii. Dla chrześcijan źródłem Objawienia jest Pismo Święte, a jego najpełniejszą formą jest przyjście na świat Jezusa.
Św. Paweł w Liście do Efezjan wyraził to słowami: „Bóg Pana naszego, Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego. Niech da wam światłe oczy serca, byście wiedzieli, czym jest nadzieja, do której On wzywa” (Ef 1, 17–18).
Ktoś powiedział kiedyś, że ludzie dzielą się na dwie grupy: tych, którzy wiedzą, że wierzą, i tych, którzy wierzą, że wiedzą. „Wiem, że jestem człowiekiem wierzącym” oznacza świadomość, że Bóg istnieje, choć nie da się Go w pełni pojąć, ponieważ jest Bogiem, a my – stworzeniem.
Z drugiej strony jest postawa wiary w wiedzę opartą wyłącznie na ludzkich wysiłkach. Św. Jan w dzisiejszej Ewangelii określa ludzi reprezentujących taki punkt widzenia jako „świat”, który nie jest w stanie rozpoznać Słowa, przez które został stworzony, i nie przyjmuje Go. W historii odnajdujemy wiele przykładów takiego postępowania, gdzie człowiek zamiast w Boga wierzył w siebie, w wiedzę lub w ideę postępu. Przykładami mogą być rewolucja francuska czy marksizm i komunizm. Taka wiara w wiedzę i postęp często prowadziła do dominacji ideologii, przemocy i terroru.
Czas Bożego Narodzenia przypomina nam, że Jezus przyszedł na świat, aby przynieść pokój i pokazać, że Bóg jest obecny w naszej historii. Jego przyjście pokazuje, na czym polega wiara w Boga, która nie stoi w sprzeczności z rozumem. Aby to było możliwe, potrzebna jest z naszej strony postawa uznania wartości wiary.
Do której grupy ludzi mogę się zaliczyć? Do tych, którzy wiedzą, że wierzą – nawet jeśli ich wiara jest mała jak ziarnko gorczycy? Czy do grupy tych, którzy wierzą, że wiedzą?
Od tej decyzji zależy nasz styl życia, postępowanie, moralność oraz wartości, które wyznajemy.
Boskie pochodzenie Jezusa Chrystusa
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo1. Ono było na początku u Boga2. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało3. (J 1,1-3)
1. Inne pochodzenie Jezusa Chrystusa niż każdego człowieka
Święty Jan, tak jak i inni Ewangeliści, chciał przedstawić zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa, kogoś wyjątkowego. Jezus był wprawdzie prawdziwym człowiekiem, mającym tak jak my duszę i ciało, jednak różnił się od nas czymś niezwykle istotnym: posiadał i nadal posiada – oprócz ludzkiej – także Boską naturę. Dlatego, aby nam zbliżyć nieco tajemnicę Jezusa Chrystusa, Ewangelista Jan rozpoczyna swoją księgę od ukazania Jego pozaziemskiego i Boskiego początku. To w tajemnicy Trójcy Świętej trzeba szukać jej wyjaśnienia – w Boskim Słowie, drugiej Osobie Boskiej.
2. Na początku było Słowo
Słowo początek i koniec w odniesieniu do stworzeń oznacza jakieś ograniczenie czasowe, np. rozpoczęcie i zakończenie istnienia czegoś, jakiegoś wydarzenia, organizacji. Początek i koniec może mieć także znaczenie przestrzenne np. początek i koniec pociągu, pochodu itp. Początek może oznaczać także przyczynę, źródło np. to, że deszcz ma swój początek w parowaniu wody. Kiedy próbujemy mówić coś o Bogu, napotykamy na trudności, bo określenia, które były przydatne do opisania ograniczonych czasowo i przestrzennie stworzeń, tracą swoją wyrazistość w odniesieniu do Boga, Bytu wiecznego, bez żadnych ograniczeń przestrzennych i czasowych. Tak też jest z użytym przez św. Jana wyrażeniem: „Na początku było Słowo”. Łatwiej nam powiedzieć, czego to wyrażenie nie oznacza niż to, jakie ma znaczenie. Nie oznacza, że Słowo Boże jako osoba Boska miało swój czasowy początek istnienia, czyli że kiedyś zaczęło istnieć w Bogu, po jakimś „okresie” nieistnienia. Takie rozumienie byłoby błędne. Oznacza trudną do wyrażenia słowami tajemnicę – tę, że początkiem wszystkich stworzeń jest wiecznie istniejące Słowo. Ten Boski początek wszystkiego nigdy nie miał swojego początku czasowego ani nie będzie miał końca. Mówiąc naszym językiem, ten „początek” zawsze istniał, bez żadnej przerwy istnieje i zawsze będzie istniał. Słowo Boże, czyli Syn Boży, druga Osoba Boska jest wiecznym początkiem wszystkiego, każdego stworzenia, każdego człowieka, w tym również Jezusa Chrystusa, o którym mówi napisana przez św Jana Ewangelia. Jako Syn Boży, czyli Słowo, On istniał zawsze. Istniał ponadczasowo, gdy dla stworzeń pojawił się „początek” ich istnienia, gdy wraz z ich zaistnieniem zaistniał również czas, który można mierzyć, godzinami, latami, wiekami… Wszystko to jest trudne do zrozumienia i opisania. Najważniejsze to uwierzyć, że osobowość Jezusa Chrystusa jest zanurzona w pozaziemskim „początku”, w Słowie, w Trójcy Świętej. On, prawdziwy człowiek, jest prawdziwym Bogiem-Słowem, które wcieliło się dla naszego zbawienia.
3. Słowo było Bogiem
Kiedy my, ludzie, coś mówimy, to przedstawiamy innym, co myślimy, co czujemy, czego chcemy. W naszych słowach wyrażają się nasze zapatrywania, poglądy, sposób patrzenia, widzenia, oceniania siebie, innych ludzi, wydarzeń. Również nasze uczucia odzwierciedlają się w tym, co mówimy, np. życzliwość, sympatia, miłość lub niechęć, rozdrażnienie itp. W naszych słowach wyrażamy także to, czego chcemy lub nie chcemy. Można powiedzieć, że w słowach, jakby w lustrze, odbija się wnętrze człowieka. Ludzkie słowa są jakby małym obrazem samego człowieka. A co można powiedzieć o Boskim Słowie, o którym mówi św. Jan Ewangelista? Na początku napisanej przez siebie Ewangelii mówi on nie o ludzkim słowie, lecz o Słowie Boskim: o słowie, które jest Bogiem: „Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo” (J 1,1). Jak w naszych licznych słowach ujawnia się nasza osobowość, tak podobnie – lecz w doskonalszy i nieskończony sposób – w Słowie, które jest Bogiem, „ujawnia” siebie Bóg Ojciec. Boskie Słowo – można powiedzieć – jest wiecznie istniejącym odbiciem Ojca, żyjącym jak On, doskonałym jak On, wszechmogącym jak On, mądrym jak On, kochającym jak On. Boskie Słowo dzieli z Bogiem Ojcem (a także z Duchem Świętym) jedną i tę samą Boską naturę. To wieczne jakby „odbijanie się” Ojca w Synu teologia nazywa wiecznym rodzeniem Go. Syn Boży, Słowo, ma swoje odwieczne źródło w Ojcu, jednak nie jest przez Niego stworzony z nicości – tak jak my – lecz odwiecznie zrodzony. Jest współistotny Ojcu, to znaczy posiada nie tylko „taką samą” jak Ojciec naturę, lecz „tę samą” co On. Jest wraz z Nim i z Duchem Świętym jednym i tym samym Bogiem. Tak więc Jezus Chrystus, na którym skupia się napisana przez św. Jana Ewangelia, jest nie tylko człowiekiem, ale wcielonym Boskim Słowem, prawdziwym Bogiem-Synem, który przyjął ludzką naturę, aby nas odkupić i zaprowadzić tam, skąd przyszedł: do Boga Ojca, w którym wiecznie istniał jako przez Niego zrodzony.
4. Słowo było u Boga
Określenie, że Słowo „było u Boga” zakłada pewną różnicę istniejącą w jedynym Bogu. Słowo, o którym mówi ewangelista Jan, nie było Bożym stworzeniem, lecz Bogiem: „Bogiem było Słowo” (J 1,1). Jednak to słowo, które było Bogiem, równocześnie „było u Boga” (J 1,1) „Ono było na początku u Boga” (J 1,2) Wyrażenie, że Boskie Słowo „było u Boga” zakłada pewną różnicę, która leży u podstaw nauki o Trójcy Przenajświętszej. Według tej nauki Bóg jest jeden co do Boskiej natury. Nie ma trzech bogów, z których każdy posiadałby swoją odrębną boską naturę. Jednak w tym jedynym co do natury Bogu istnieją trzy Boskie Osoby, które różnią się od siebie realnie. Tym, co je odróżnia prawdziwie są zachodzące między nimi relacje. I tak Bóg Ojciec istnieje wiecznie jako Osoba niezrodzona. W odniesieniu do Syna zawsze jest rodzącym Go Ojcem. Nie jest Jego Synem. Słowo Boże natomiast, czyli Syn Boży, istnieje wiecznie jako Osoba zrodzona przez Ojca. Nie jest Ojcem dla Tego, który Go odwiecznie zrodził. I tylko to odróżnia od siebie te dwie Boskie Osoby. Z ich Boskiej jedynej natury wypływa zespalająca Je wiecznie Miłość. Jest nią Duch Święty, trzecia Boska Osoba – tak samo doskonała jak Ojciec i Syn: Osoba będąca tym samym Bogiem co do natury. Tym, co Go odróżnia realnie od dwóch pozostałych Boskich Osób jest to, że pochodzi od Nich wiecznie na zasadzie tchnienia miłości: wiecznej miłości Ojca i Syna. Duch Świętym nie jest rodzącym Syna Ojcem, ani Synem Ojca, przez Niego zrodzonym. Z tą trudną do pojęcia Boską Tajemnicą związany jest ściśle Jezus Chrystus. To w Trójcy Świętej trzeba szukać Jego Boskiego początku: w Boskim Słowie, które – zanim przyszło na nasz świat w ludzkiej naturze – zawsze istniało jako Osoba Trójcy Świętej, Boska Osoba Słowa. Chrystus był wieczny jako Osoba Boska, natomiast Jego ludzka natura miała swój ziemski początek.
5. Przez Boskie Słowo wszystko się stało
Św. Jan Ewangelista chce rozwiać wszystkie wątpliwości, które mogłyby się pojawić w ciągu wieków w odniesieniu do boskiej natury Syna Bożego, wiecznego Słowa. Nie jest On „jakimś bogiem” z nazwy, kimś noszącym tylko boski tytuł „Syna Bożego”. Nie, jest Bogiem najprawdziwszym, wszechmogącym, tym samym, o którym mówi Stary Testament. Jest Słowem, Bogiem prawdziwym. „Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”. (J 1,3) Dzięki Trójcy Świętej, a więc także dzięki Boskiemu Słowu, Synowi Bożemu, istnieją wszystkie stworzenia. Nic nie powstało ani się nie stało bez Niego. Jemu również zawdzięczamy nasze odkupienie i przyszłe zbawienie. Kiedy więc czytamy Ewangelię, przypatrujemy się Jezusowi – czasami tak słabemu i zmęczonemu jak my – nie powinniśmy ani przez chwilę zapominać, Kim On naprawdę jest. To wszechmogący Syn Boży, Bóg. O potędze naszego Zbawiciela, przez którego „wszystko się stało”, powinniśmy sobie przypominać dzisiaj, kiedy może się wydawać, że Jego dzieło, Kościół, ginie, rozpada się, zanika, że zło odnosi zwycięstwo nad dobrem. Jezus nie jest słabym człowiekiem, lecz Boską Osobą Syna Bożego, jest odwiecznym Boskim Słowem, którym nigdy nie przestał być, nawet wtedy, gdy żył na ziemi i umierał na krzyżu. I dzisiaj jest wszechmogącym Bogiem-Synem, który doprowadzi do ostatecznego triumfu dobra. To z Nim powinniśmy wykonywać wszystkie nasze dzieła, aby zaczerpnęły mocy z Jego Boskiej potęgi, aby stały się „sukcesem” nie w ludzkim, lecz w bożym znaczeniu.
6. Odwieczne Słowo źródłem każdego dobra
Odnoszące się do Syna Bożego, czyli do Boskiego Słowa, stwierdzenie św. Jana: „Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” (J 1,3), oznacza, że każde dobro, które kiedykolwiek i gdziekolwiek się pojawiło ma w Nim swoje ostateczne źródło. Tylko dobro. Zło nie jest Jego dziełem, lecz tworem stworzeń, które przestały działać zgodnie z Jego wolą, z Jego pragnienie tworzenia dobra i powiększania go. Wobec zaistniałego na świecie zła Boskie Słowo nie pozostało obojętne. Wcieliło się, przyjęło ludzką naturę nie po to, by karać za grzechy, lecz w tym celu, by uleczyć dotknięte przez zło stworzenia. Przyszło do nas jako Boski Lekarz. To przez Jezusa Chrystusa, wcielone Słowo, dokonało się dzieło Odkupienia. To przez Niego i Jego Ducha ciągle jesteśmy prowadzeni do nieba drogą zbawienia. Nasz Pan i Zbawiciel, wcielony Syn Boży, zasługuje na nasze stałe uwielbienie, dziękczynienie, a przede wszystkim – na głęboką i stałą naszą miłość.
7. Od Trójcy Świętej mamy wszystko, także nieśmiertelną duszę
Przez Odwieczne Słowo wszystko „się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” (J 1,3) Jemu, tak samo jak Ojcu i Duchowi zawdzięczamy nasze istnienie. Cała Trójca Święta bowiem jest naszym Stwórcą, jak to wyznajemy w Credo św. Pawła VI „Wierzymy w jednego Boga, Ojca, Syna i Ducha Świętego, Stwórcę rzeczy widzialnych – do jakich należy świat, w którym żyjemy – oraz niewidzialnych – jakimi są czyste duchy, które nazywamy też aniołami – Stwórcę również duszy duchowej i nieśmiertelnej każdego człowieka”. To Trójca Święta – a więc również Boskie Słowo, Syn Boży – swoim wszechmocnym działaniem powołała do istnienia naszą nieśmiertelną duszę, bez której nie bylibyśmy ludzkimi osobami, lecz tylko zlepkiem komórek, które uformowały się w łonie matki. Tak jednak się nie stało, bo wszechmocny Bóg włączył się biologiczny proces tworzenia się w łonie matki nie komórek i tkanek, lecz odrębnego człowieka, którym jest każdy z nas. Sam Bóg Trójosobowy, a więc i Boskie Słowo, stworzył naszą duszę nieśmiertelną, świadomą, wolną i odczuwającą. Dzięki niej nasze istnienie jako świadomych i rozumnych osób nigdy się nie zakończy, nawet po śmierci i przed powszechnym zmartwychwstaniem ciał. Przez łaskę wysłużoną przez Jezusa Chrystusa, wcielone Słowo Boże, nasza dusza nie tylko powstała, nie tylko zaczęła istnieć, ale została uwolniona od grzechu pierworodnego. Łaska Boża ciągle obmywa ją z grzechów, aby mogła osiągnąć wieczne istnienie nie w cierpieniu piekła, lecz w szczęściu nieba. Między innymi to zawdzięczamy Temu, przez którego stało się każde dobro: Jezusowi Chrystusowi, wcielonemu Słowu, Synowi Bożemu. To On wraz z Duchem Świętym troszczy się o to, aby nasza dusza była duchową świątynią, piękną, napełnioną naszymi modlitwami i ofiarami, składanymi Mu z szacunkiem, uwielbieniem i miłością. W tej świątyni ciągle powinno rozbrzmiewać pełne pokory i miłości: „Niech będzie chwała i cześć i uwielbienie…” Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu.
Ks. Michał Kaszowski – „teologia.pl”
W naszym życiu bardzo ważny jest początek
W naszym życiu bardzo ważny jest początek. Często powtarza się, że najważniejsze to dobrze zacząć. Widzimy to wyraźnie choćby w sporcie. Podczas zawodów biegowych czy w wyścigach motocyklowych często dobry start zapewnia wygraną. Jeśli zawodnik spóźni się ze startem, ma niewielkie szansę na wygraną.
Dziś w Ewangelii czytamy o początku. Był to dobry początek – najlepszy, jaki był możliwy, bo początkiem wszystkiego był Bóg i Jego Słowo. Słyszymy: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. Jan Ewangelista, aby oddać przesłanie tych słów, używa pojęcia „logos”. Owo pojęcie jest jednym z najważniejszych w starożytnej filozofii greckiej. Oznacza ono m.in. rozum, sens, porządek, prawidłowość. Zatem Bóg nadał wszystkiemu sens i porządek. Tylko w perspektywie Boga rozpoznajemy początek wszystkiego. Bóg przez swoje Słowo stwarza świat i nim kieruje. Chce, aby jego Słowo zamieszkało wśród nas.
Jezus, odwieczne Słowo Boga Wszechmogącego, choć urodził się dwa tysiące lat temu, pragnie narodzić się w naszym życiu i zamieszkać w naszej codzienności. Spoglądając dziś na betlejemską szopkę, gdzie narodził się Jezus, warto zadać sobie pytanie: Czy Jezus w naszym życiu jest domownikiem czy tylko sporadycznym gościem?
Niestety, w naszym życiu Jezus może być „tylko gościem”. Dzieje się tak wtedy, kiedy tylko od święta czy przy okazji jakiejś rodzinnej uroczystości przystępujemy do sakramentów. Modlimy się tylko wtedy, kiedy coś od Boga potrzebujemy. Jezus nie przyszedł na świat, aby być tylko „gościem”. Słowo Boga ma w nas zamieszkać, a nie tylko od czasu do czasu na krótko nas odwiedzać. Jezus nie chce się z nami spotykać tylko podczas świąt, przy okazji ślubów, chrztów czy pogrzebów. Nasz Zbawiciel nie może być tylko tradycyjnym dodatkiem do świąt, ale ma być Postacią, która na stałe mieszka w naszych sercach.
Jeśli chcemy, aby Jezus, odwieczne Słowo, narodził się w nas i w nas zamieszkał, trzeba Zbawiciela zapraszać codziennie na modlitwie, żyć sakramentami świętymi i czynić dobro w Jego imię. Trzeba też przyjąć Jezusa w swojej ludzkiej biedzie i grzeszności z nadzieją, że może On odmienić nasze życie.
Pięknie o tym pisze Roman Brandstaetter w wierszu zatytułowanym „Przypowieść o Bożym Narodzeniu”:
o. Łukasz Baran CSsR – „redemptor.pl”
Łaska po łasce
„Z Jego pełności wszyscy otrzymaliśmy – łaskę po łasce” (J 1,16).
Nie umiemy być wdzięczni. Nie o to chodzi, że nigdy i za nic. Bo jeśli ktoś nam pomoże akurat dziś, gdy potrzebujemy, to przecież rodzi się w nas spontaniczne "dziękuję". I za to, że zauważył, i za to że coś dla nas zrobił. Jeśli ktoś powie, że nigdy nie byliśmy wdzięczni, to nas obrazi. Przecież kupiliśmy jakiś prezent, jakieś kwiaty, było dobre słowo, czasem modlitwa.
Tylko z Panem Bogiem nam jakoś to nie wychodzi. Musimy to przyznać: nie wychodzi i już. Bo tak zwykle jest, że prosimy i nic z tego nie wynika. Nawet drugi raz prosimy, i dalej nic. A przecież bywają takie prośby, które zanosimy do Boga miesiącami, żeby nie powiedzieć całymi latami. Za co być wdzięcznym? Nawet jak Bóg daje, to zawsze nie w porę. Wtedy, kiedy już nie chcemy. Albo nie tak, jak chcemy. To prawda, że Bóg daje jakieś "wszystko". Ale przecież nie modliliśmy się o "wszystko". Chcieliśmy konkretnego cukierka.
"Z Jego pełności wszyscy otrzymaliśmy – łaskę po łasce". Ale żeby do nas to dotarło, musimy wcześniej dorosnąć, dojrzeć. Tak jak wdzięczność do rodziców dojrzewa w nas długo. Czasami wszystko dociera do nas dopiero gdy ich zabraknie. Bo mama po prostu daje co nam potrzebne. Musi dawać. Nie ma innej opcji ani dla dziecka, ani dla nastolatka. A ileż razy już dorosłe dzieci uważają dokładnie tak samo. Mama musi zająć się wnukami, musi dać jakieś pieniądze, musi ugotować obiad. Jakiś nie za dobry dzisiaj był ten obiad.
Upłynie trochę czasu, zanim z wdzięcznością będziemy powracać myślą do jakiejś sytuacji, jakiegoś słowa, jakiegoś gestu, może nawet bardzo drobnego, ale to była miłość mamy. Może wszystkie matki robiły to samo, ale to była moja mama. Wdzięczność za każde wstawanie w nocy do maluszka, za każde przytulenie, za każdą łzę. Za to czego nawet nie pamiętam, za co nigdy nie dziękowałam. Ile rzeczy dawała matka dzień po dniu, chwila po chwili, zanim staliśmy się samodzielni. Tak często o tym wszystkim myślimy, gdy już jest za późno.
"Z Jego pełności wszyscy otrzymaliśmy – łaskę po łasce". Jak bardzo podobnie traktujemy Boga. Najpierw widzimy jedynie to, czego nam nie dał, gdy chcieliśmy. Przez pryzmat tego, czego nie dostaliśmy oceniamy Jego stosunek do nas. Widocznie Bóg nas nie kocha. Nie chciał, byśmy byli szczęśliwi. A Bóg daje jak matka i ojciec: codziennie, łaska po łasce. To, co potrzeba właśnie dzisiaj. To co musimy mieć teraz. Co jest konieczne. Żebyśmy mogli powoli wchodzić w życie, nabywać doświadczeń, przygotowywać się do tego, co czeka nas w przyszłości. Czasem chcielibyśmy szybciej, więcej, ale On wie na co jest jeszcze za wcześnie. Za wcześnie dla nas. Tutaj wiek ma mniejsze znaczenie niż dla naszych rodziców. Bóg patrzy na wewnętrzną dojrzałość. Dobrze wie, na co jeszcze nie jesteśmy gotowi. I tylko On dobrze wie, co jest dla nas naprawdę dobre. Ale daje nam codziennie, łaskę po łasce.
„Podczas gdy Prawo zostało dane za pośrednictwem Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa".
Bogumiła Szewczyk -
Faktycznie widać spadek ludzi chodzących do kościoła i często można się spotkać z poczuciem porażki. Czy słusznie? - pisze dla Aletei biblista i znany rekolekcjonista ks. dr hab. Wojciech Węgrzyniak.
Po rekolekcjach adwentowych i konferencjach, jakie ostatnio odbyłem, wraca mi ciągle kilka myśli na temat tego, w jakiej sytuacji jest Kościół w Polsce.
Jest z kim iść
Po pierwsze: Kościół realny jest lepszy od medialnego. To niewiarygodne, ile mały wspólnot, grup, parafii z przeróżnymi działaniami żyje – i to nawet bardzo dobrze – pod tym polskim niebem. Pomimo narzekania i różnych trudności jest ciągle taka rzesza ludzi chcących żyć w Kościele, że jest dla kogo pracować i z kim iść wspólną drogą.
Centrum usług religijnych vs. wspólnota
Po drugie: generalnie widać spadek ludzi chodzących do kościoła i często można spotkać się z poczuciem porażki, zdołowania, przegranej. Jednak to, co wydaje się najbardziej pilne, to przejście z rozumienia parafii jako centrum usług religijnych na parafię rozumianą jako wspólnotę wierzących.
Jeśli myślimy kategoriami usług, to człowieka będzie bolało, że ludzi jest za mało. Ale jeśli myślimy kategoriami wspólnoty, to będziemy cieszyć się i tworzyć relacje z tymi, którzy są. Czy rodziny, w których nie ma ośmiorga dzieci, tylko czworo, albo jest dwoje zamiast pięciorga, przeżywają frustrację z powodu małej liczby dzieci? Czy rodzice gotują gorzej obiad, pamiętając, że ich rodzice gotowali dla większej liczby osób? W każdej parafii i wspólnocie jest przynajmniej dwóch albo trzech ludzi, a zazwyczaj więcej. Jeśli skupimy się na miłości, pomocy, relacji z tymi, którzy są, to i tak nam zabraknie czasu. A może doświadczenie wspólnoty będzie kolejnym magnesem, który przyciągnie innych?
Czy proboszcz musi robić stronę internetową?
Po trzecie: pomimo narzekania na klerykalizm ciężko spotkać parafie, które by działały super, jeśli księża pracują mało (?), kiepsko (?). Mamy tylu fantastycznych świeckich, a jednak ciężko (i to nie tylko w Polsce) stworzyć rzeczywistość, która nie byłaby zależna od księdza.
Ksiądz działa, jest młodzież i dzieci, dorośli się angażują. Przenoszą go do innej parafii, zmienia się obraz. Przecież to jest niewiarygodne, że na tylu fantastycznych informatyków, programistów czy nawet średnio kumatych uczniów wiele stron parafialnych muszą prowadzić księża albo te strony są na infantylnym poziomie.
Kiedy pracoholik pójdzie w tango?
Po czwarte: jeśli udaje się coś zrobić, to niestety zależy to często od pracoholików. Ostatni znany mi ksiądz, który zrobił wiele nie będąc pracoholikiem, to był o. Augustyn Jankowski z Tyńca.
Czasem człowiek się zastanawia, czy ten spracoholizowany ksiądz się modli albo kiedy się wypali lub pójdzie w tango. Oczywiście, że bez pracy nie osiągnie się niczego i trudno ustalić, ile powinno się pracować. Osiem godzin? Dziesięć godzin? Dwanaście godzin dziennie? Ale jeśli ksiądz nie ma jednego dnia wolnego, który byłby wolny od pracy i jeśli labora wyskakuje przed ora, to ciężka sprawa. Zwłaszcza, że wszyscy mu kibicują, żeby robił jeszcze więcej, bo owoce są.
Nie zamęczajmy się biadoleniem
Po piąte: dużo zależy od nastawienia. Można cały czas krytykować i zawsze znajdą się powody. Można też cały czas dziękować. I też zawsze będzie za co. I nie chodzi o to, żeby nie widzieć problemów, ale jeśli nie podejmiemy decyzji, że św. Paweł ma rację, mówiąc „W każdym położeniu dziękujcie” (1 Tes 5,18), to się zamęczymy biadoleniem. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak się czują dzieci w rodzinie, na których rodzice ciągle narzekają, albo małżonkowie, którzy widzą w sobie nawzajem tylko wrogów. To przecież ostatecznie od nas zależy, co chcemy widzieć.
Generalnie jestem pełen nadziei. Trzeba się dobrze nastawić, bo wiadro nastawione dnem do góry nigdy pełne nie będzie. Bóg daje nam siebie nawzajem. Warto tylko zadbać bardziej o relacje. Bo jak będą relacje, to i łatwiej będzie o współpracę. No i trzeba zostawić trochę więcej miejsca Bogu, bo bez nas nie zrobi się nic, ale bez Niego z tego, co zrobimy, nie zostanie nic.
ks. Wojciech Węgrzyniak - „aleteia.pl”
Odpust zupełny jest po to, by zmierzyć się z konsekwencjami grzechu
Odpust zupełny jest po to, by zmierzyć się z konsekwencjami grzechu - mówi kard. Grzegorz Ryś.
Zainaugurowany w diecezjach w Niedzielę Świętej Rodziny Rok Jubileuszowy 2025 otwiera przed wiernymi skarbiec Kościoła, w którym znajdują się odpusty przypisane do konkretnych czynów jubileuszowych. - Kiedy się otwieram na łaskę odpustu to tak naprawdę mierzę się ze złem swojego grzechu w całości, także uwzględniając jego konsekwencje we mnie samym. – mówi kard. Ryś.
- Odpust zupełny – jak tłumaczy kardynał Ryś – jest po to, by zmierzyć się z konsekwencjami grzechu w swoim życiu – zwłaszcza w swoim wnętrzu. Metropolita łódzki wyjaśnia, że gdy chodzi o samą winę, którą zaciągam popełniając grzech, to tę winę gładzi Sakrament Pokuty, ale popełniony grzech zostawia we mnie rozmaite pozostałości. - To jest nieuporządkowane przywiązanie do zła, tzn. nie jestem tak dobry, jak byłem przed jego popełnieniem. Powstaje we mnie skłonność do tego co jest złe. Jest we mnie coś, co jest konsekwencją podejmowanych złych decyzji, złych wyborów. Odpust jest po to, bym się zmierzył z całością mego grzechu. Wtedy, kiedy idę do spowiedzi, kiedy się otwieram na łaskę odpustu to tak naprawdę mierzę się ze złem swojego grzechu w całości, także uwzględniając jego konsekwencje we mnie samym. – dodaje.
Gdzie i w jaki sposób można uzyskać łaskę odpustu zupełnego? W Roku Świętym 2025 sposobnością do uzyskania odpustu zupełnego może być pielgrzymka do kościołów jubileuszowych, wyznaczonych w każdej diecezji. Na terenie Archidiecezji Łódzkiej to między innymi łódzka Bazylika Archikatedralna św. Stanisława Kostki w Łodzi, Bazylika pod wezwaniem Świętego Jakuba Apostoła w Piotrkowie Trybunalskim, Sanktuaria Maryjne oraz inne wybrane świątynie znajdujące się w Łodzi, Tomaszowie Mazowieckim, Pabianicach i w Parznie.
- Najważniejsze w Kościołach Jubileuszowych jest dostępność sakramentu pokuty i możliwość uzyskania odpustu zupełnego związanego z pielgrzymką, choć oczywiście okazją do pozyskania odpustu mogą być też dzieła charytatywne, oraz inne akty pobożności. Zwróćmy uwagę również na to, że odpust zupełny można uzyskać za pójście na katechezę, która dotyczy Soboru Watykańskiego II lub Katechizmu Kościoła Katolickiego – uczestnictwo w takiej katechezie może być też okazją do uzyskania odpustu zupełnego. – zauważa hierarcha.
Łaskę odpustu – wyjaśnia Penitencjaria Apostolska – mogą uzyskać - wszyscy wierni naprawdę pokutujący, wykluczający wszelkie przywiązanie do jakiegokolwiek grzechu i poruszeni duchem miłosierdzia, którzy w Roku Świętym oczyścili się poprzez sakrament pokuty i pokrzepili się Komunią Świętą, będą modlić się zgodnie z intencjami Papieża, ze skarbca Kościoła będą mogli uzyskać odpust zupełny, odpuszczenie i darowanie swoich grzechów, który będzie można także zyskać dla dusz czyśćcowych. – czytamy.
Odpust zupełny w Roku Świętym 2025 można otrzymać uczestnicząc w:
Mszy przy udzieleniu sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego lub w Sakramencie Namaszczenia Chorych
nabożeństwie Słowa Bożego;
Liturgii Godzin (godzina czytań, jutrznia, nieszpory);
Drodze Krzyżowej;
różańcu;
recytacji hymnu Akatystu;
nabożeństwie pokutnym, zakończonym indywidualną spowiedzią penitentów, zgodnie z aktem pokutnym (forma II);
Odbywając pielgrzymkę:
w Rzymie: do co najmniej jednej z czterech Papieskich Bazylik Większych: św. Piotra na Watykanie, Najświętszego Zbawiciela na Lateranie, Matki Bożej Większej, św. Pawła za Murami;
w Ziemi Świętej: do co najmniej jednej z trzech bazylik: Grobu Świętego w Jerozolimie, Narodzenia Pańskiego w Betlejem, Zwiastowania Pańskiego w Nazarecie;
w innych okręgach kościelnych: do kościoła katedralnego lub innych kościołów i miejsc świętych wyznaczonych przez ordynariusza miejsca. Biskupi uwzględnią potrzeby wiernych i samą możliwość zachowania nienaruszonego znaczenia pielgrzymki, z całą jej mocną symboliką, zdolną ukazać naglącą potrzebę nawrócenia i pojednania;
indywidualnie lub w grupie, pobożnie nawiedzą dowolne miejsce jubileuszowe i tam przez odpowiedni czas odprawią adorację eucharystyczną i rozmyślanie, kończąc modlitwą „Ojcze nasz”, Wyznaniem wiary w jakiejkolwiek dopuszczonej formie i modlitwą do Maryi, Matki Bożej, aby w tym Roku Świętym wszyscy „mogli doświadczyć bliskości najczulszej z mam, która nigdy nie opuszcza swoich dzieci” (Spes non confundit, 24).
Ponadto wierni będą mogli uzyskać odpust jubileuszowy, jeśli w duchu pobożności będą uczestniczyć w misjach ludowych, rekolekcjach lub spotkaniach formacyjnych poświęconych tekstom Soboru Watykańskiego II i Katechizmu Kościoła Katolickiego, które odbędą się w kościele lub innym odpowiednim miejscu, według zamysłu Ojca Świętego.
Wyjątkowość Roku Świętego 2025 przejawia się również w tym, że łaskę odpustu zupełnego można uzyskać, aż dwukrotnie każdego dnia. Jak czytamy w nocie Penitencjarii Apostolskiej: pomimo zasady, że dziennie można uzyskać tylko jeden odpust zupełny (por. Enchiridion Indulgentiarum, wyd. IV, norm. 18, § 1), wierni otrzymają akt miłosierdzia na rzecz dusz czyśćcowych, jeśli prawowicie przystąpią po raz drugi tego samego dnia do sakramentu Komunii, będą mogli uzyskać dwukrotnie odpust zupełny tego samego dnia, obowiązujący jedynie za zmarłych (czyli w ramach celebracji eucharystycznej; por. kan. 917 i Papieska Komisja ds. Autentycznej Interpretacji KPK, Responsa ad dubia, 1, 11 lipca 1984). Przez tę podwójną ofiarę dokonuje się godny pochwały przejaw miłości nadprzyrodzonej, gdyż więź, która łączy wiernych pielgrzymujących jeszcze na ziemi z mistycznym Ciałem Chrystusa, wraz z tymi, którzy już zakończyli swą drogę, ze względu na fakt, że „odpust jubileuszowy, na mocy modlitwy, jest przeznaczony w szczególny sposób dla tych, którzy odeszli przed nami, aby mogli otrzymać pełnię miłosierdzia” (Spes non confundit, 22).
kard. Grzegorz Ryś - KAI
Świeci i błogosławieni w tygodniu
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |
|
• |