W BLASKU MIŁOSIERDZIA

7/1007 – 9 luty 2025 r. C.

INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA

4

Niedziela, 9 lutego 2025, rok „C”

 

V niedziela zwykła „C”

 2

 

CZYTANIA
Pierwsze czytanie: Iz 6, 1-2a.3-8
Psalm: Ps 138
Drugie czytanie: 1 Kor 15,1-11
Ewangelia: Łk 5,1-11
EWANGELIA
Zostawili wszystko i poszli za Jezusem - Łk 5, 1-11
Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy.
Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!» A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały.
Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym». I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona.
A Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił». I wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim.
7
KOMENTARZ DO CZYTAŃ
 
Czytania tej niedzieli chyba nie wymagają zbyt wielu objaśnień. Za to są wyjątkowo piękne. Głównym ich tematem  jest powołanie. Bywa ono  - jak to było widać już przed tygodniem na przykładzie Jeremiasza –  bardzo różnie przyjmowane. Często jednak z poczuciem, że jest się go niegodnym.
Różne bywają ludzkie powołania. Nie tylko te uznawane przez nas za wielkie niezwykłe, zaszczytne. Także te zupełnie zwyczajne. Chciało by się powiedzieć szare, ale przecież tak naprawdę barwne, mieniące się wszystkimi kolorami życia. Czy podejmuję je czy wymawiam się, że może kto inny, bo ja jestem niegodny? Niegodny bycia solą ziemi, niegodny - absurd! - bycia światłem świata, niegodny świadczyć życiem o Chrystusie, niegodny kochać i służyć... Żaden z celów pośrednich nie może przysłaniać najważniejszego.
Powołanie... Właściwie po co? Chyba nigdy nie wolno zapominać, że najważniejszym celem Boga jest doprowadzenie do życia wiecznego wszystkich ludzi. Żadne powołanie od tego celu nie jest oderwane. I chyba też tego, co jest celem życia człowieka - zmartwychwstania, życia wiecznego - nie można zastępować jakimiś celami mniej istotnymi. Choćby to było zadanie tak szlachetne, jak sprawienie, by w ziemskich układach zapanowały prawa Bożego królestwa.
Człowiek z ulicy nie ma dostępu do ważnych tego świata. Do Boga ma. Nie mogę nie pamiętać, że kiedy klękam do modlitwy, jestem przed Tym, który jest Panem wszystkiego. Stwórcą całego świata, nieskończenie mądrym, nieskończenie potężnym. Ale nie muszę się obawiać: święty Bóg niegodnych czyni godnymi. Swoją łaską sprawia, że to co wydawać by się mogło niestosownością, staje się relacją rodzinną: Ojca i dzieci. Tylko jeszcze tej łaski nie nadużywać lekceważąco się do Niego odnosząc...
 
 
9
 
 
W dzisiejszym numerze
- Piękna wymiana
- Komentarze do czytań - Bractwo Słowa Bożego
- Bilet imienny
- Nauczanie nad Jeziorem Galilejskim
- Człowiekiem grzesznym
- Eucharystia: najlepsze uwielbienie Boga
- Bądź szerzej, wyżej, dalej
- Bezczelność mocarza
- Zaskoczeni?
- O naśladowaniu Chrystusa
- Święci i błogosławieni w tygodniu
8
Piękna wymiana
Piękna wymiana: najpierw Piotr wpuścił Jezusa do swego życia, pozwalając Mu wejść do jego łodzi i zarzucając sieci na Jego słowo; potem Jezus wpuścił Piotra do swego życia, bo to właśnie oznaczają słowa: „Odtąd ludzi będziesz łowił”. Taka jest kolejność w życiu każdego człowieka: najpierw wpuszczamy Jezusa do siebie, a potem On wpuszcza nas do siebie. Ta kolejność musi być zachowana, bo bez obecności Jezusa nie zdołamy „zostawić wszystkiego”, czyli nie wyrwiemy się z „grajdołka” własnego egoizmu. A wejście w życie Jezusa oznacza decyzję na stawanie się Miłością.
 
o. Mieczysław Łusiak SJ - "mateusz.pl"
 
 
6
Komentarze do czytań - Bractwo Słowa Bożego
Dzisiejsze pierwsze czytanie ukazuje nam powołanie proroka Izajasza. Prorok ma wizję Boga. Jest tym faktem przerażony, gdyż istniało przekonanie, że każdy, kto zobaczy Boga, umrze, tym bardziej, jeśli jest grzesznikiem, a za takiego niewątpliwie uważał się prorok. W odpowiedzi na jego przerażenie jeden z serafinów oczyszcza go żywym ogniem, który może tu symbolizować ogień Bożego miłosierdzia, gdyż serafin wypowiada następujące słowa: „twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech” (Iz 6, 6). Prorok wtedy już nie waha się podjąć wezwania Wszechmocnego i odpowiada: „Oto ja, poślij mnie!” (Iz 6, 8). Wiara i gotowość Izajasza są porównywalne do tych, jakie okazał Abraham, czy Maryja. Mojżesz, prorok Jeremiasz, czy prorok Jonasz początkowo, z bojaźni czy ze złości, buntowali się przeciw Bożemu posłannictwu. Powołanie to wielkie wyróżnienie. I nie chodzi tu tylko o powołanie do stanu duchownego, czy życia konsekrowanego. Powołanym przez Boga jest każdy z nas, każdy do swojej, tylko sobie właściwej codzienności, do wykorzystywania talentów otrzymanych od Boga, do stawania się coraz bardziej doskonałym na wzór Ojca niebieskiego. Przede wszystkim jednak, wszyscy bez wyjątku powołani jesteśmy do zbawienia. W realizacji tego naszego powołania przykładem niech nam będą patriarchowie i prorocy Starego Testamentu, a najpiękniejszym wzorem – Najświętsza Maryja Panna.
 
Psalmista wysławia Boga za wszelkie łaski, jakich od Niego doświadczył. On bowiem wysłuchuje każdego, kto Go wzywa w potrzebie, wybawia od przeciwności, pozostaje wierny swojemu przymierzu, nawet w obliczu niewierności człowieka nie odwróci się od niego, „nie porzuci dzieła rąk swoich”, ponieważ jest Bogiem miłosiernym. Za to wszystko nie tylko psalmista, ale i każdy z nas winien oddawać Bogu cześć przez całe życie.
 
W dzisiejszym drugim czytaniu św. Paweł podkreśla wartość swojego powołania, wspominając jednocześnie wydarzenia paschalne i skupiając się w szczególności na zmartwychwstaniu Jezusa. Przywołuje świadectwa apostołów, którym Zmartwychwstały się ukazał, przypominając, że na koniec także on sam dostąpił tej łaski w drodze do Damaszku, dokąd zdążał, by prześladować chrześcijan. Został wtedy nawrócony i powołany. Nie z własnej woli, ani nie własną mocą, gdyż, jak sam wspomina: „za łaską Boga jestem tym, czym jestem” (1Kor 15, 10a). Człowiek sam z siebie nie jest w stanie wzbudzić w sobie powołania, potrzebuje łaski Bożej, Bożego wybraństwa. Pan Jezus sam zaznaczył, że „wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (por. Mt 22, 14). Nie każdy bowiem, który słyszy głos powołania, potrafi właściwie na nie odpowiedzieć. Czasem chcemy stawiać warunki, albo próbujemy coś zyskać, bądź też mamy szereg wątpliwości. Odpowiedź musi być bezinteresowna, bezwarunkowa i przepełniona ufnością. Paweł bardzo dokładnie usłyszał głos Pana i na niego odpowiedział stając się z gorliwego prześladowcy Kościoła, jeszcze gorliwszym głosicielem i świadkiem Chrystusa Zmartwychwstałego w całym Imperium Rzymskim. Nigdy nie jest bowiem za późno na to, by usłyszeć głos i odpowiedzieć na niego całym sobą.
 
Dzisiejsza Ewangelia prezentuje nam scenę cudownego połowu i powołania pierwszych apostołów. Perykopa ta posiada wiele wspólnych elementów z tą, z którą zapoznaliśmy się w pierwszym czytaniu. Piotr słyszy od Jezusa „Wypłyń na głębię” (Łk 5, 4) i wykonuje polecenie, choć dopiero co wrócił z bezowocnego połowu. Posłuchał Jezusa, choć prawdopodobnie buntowałby się, gdyby ktoś inny kazał mu to zrobić. Jezus już od pierwszej chwili jest dla niego kimś wyjątkowym, być może już intuicyjnie rozpoznaje w Nim Boga, chociaż boi się zapewne nawet o tym myśleć. Tym razem połów jest tak obfity, że potrzebna jest pomoc drugiej łodzi. Piotr w obliczu dokonanego cudu reaguje podobnie, jak Izajasz – przeraziła go jego grzeszność w zetknięciu z sacrum. Prosi więc Jezusa, by odszedł od niego, gdyż jest grzesznikiem. Nie wie jeszcze, że to właśnie jego, grzesznika, Jezus postanowił powołać. Kiedy więc słyszy od Niego: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił” (Łk 5, 10), bez chwili wahania, znów podobnie, jak Izajasz, udaje się za Jezusem. Nie tylko zresztą on, ale również Jakub i Jan. Z pewnością żaden z nich w tym momencie jeszcze nie ma pojęcia, co w praktyce oznaczać mają słowa Jezusa, jednak mimo to ufają Mu i podążają za Nim. Takiego właśnie bezwarunkowego, całkowitego, dziecięcego wręcz zaufania do Pana powinniśmy się uczyć od apostołów.
 
dr Joanna Jaromin - "bractwosłowa.pl"
 
 
 
 
 15
Bilet imienny
Otwarty, odcinkowy imienny, a może Generalabonnement? W Szwajcarii wybór biletu to inicjacja w świat wijących się po kraju pociągów, wspinających na przełęcze pocztowych (!) autobusów i odważnie rzuconych na górskie szczyty kolejek.
 
To wybór, jak wyruszyć w drogę. Powołanie to również wybór. Jego sens nie sprowadza się jednak do samego wybierania – jak przywykliśmy sądzić, uznając za najwyższą wartość możliwość wolnego wyboru. To więcej niż nieskończona paleta smakowych jogurtów czy kolejowych taryf.
 
Powołanie to wolny wybór, ale to nie wolność wybierania raz tego, raz owego. To raczej wierność wyborowi: rodzicem jest się codziennie, nie z wyjątkiem sobót. Jestem prezbiterem, ale nie z wyłączeniem spowiadania, bo może być dla mnie traumatyzujące.
 
Powołanie to nie wybór samego siebie. To raczej wybór trudnej prawdy o mnie, że do mojego wyboru nie dorastam. A nawet, o zgrozo, wybór przekroczenia siebie – by jednak spędzić sobotę z rodziną. By jednak spowiadać. Ostatecznie tylko Bóg może być moim wyborem, cała reszta jest jedynie sposobem bycia w drodze z Nim – do Niego. Jeśli, idąc do zakonu, wybrałem habit, wspólnotę czy tomizm, to znaczy, że wybór powołania wciąż jest jeszcze przede mną.
 
Wybierając Jego, wybieram Niewiadomą. I świadomie oddaję Mu prowadzenie. Moje wargi są tak samo nieczyste, jak wargi Izajasza czy wargi Piotra. Tak jak oni niegodnymi, ale tak samo oczyszczonymi wargami wypowiadam moje „tak”, podobnie nie wiedząc, co dla mnie będzie oznaczało łowienie ludzi ani dokąd zostanę posłany.
 
Powołanie to nie bilet na całą sieć – Generalabonnement. To imienny bilet odcinkowy na moją osobistą trasę. Może przefrunę bezpośrednim ekspresem. Może pojadę osobowymi. A może trafi się komunikacja zastępcza. Nigdzie jednak nie zabraknie troskliwego Konduktora. Ważne, bym po drodze nie zgubił bagażu, który od Niego przyjąłem: Ewangelii. A ponieważ za sprawą łaski Boga jestem w moim powołaniu tym, kim jestem, gdy ktoś mnie zapyta, cóż to za skarb wiozę w moim kuferku, mogę, dostojny współpodróżny, zacząć opowiadać ci o Konduktorze, o którym wielu już starało się ułożyć opowiadanie. W owym czasie…
 
Szymon Bialik OP - "wdrodze.pl"
 
 
 
 10
Nauczanie nad Jeziorem Galilejskim
W dzisiejszej Ewangelii mamy kolejną odsłonę nauczania Jezusa. Tym razem jednak nie w synagodze ani w szczególnie dogodnej do przepowiadania sali, ale nad Jeziorem Galilejskim, które okazuje się równie dobrym miejscem, aby dzielić się Słowem Bożym. Spragnionych słów Jezusa było tak wielu, że istniało ryzyko, iż cisnący się ludzie mogli Go stratować albo wpychać do jeziora, narażając Go na utonięcie.
 
W tej sytuacji pojawia się Szymon Piotr, który po całonocnej pracy – nota bene bezowocnej – płukał sieci na brzegu jeziora. Jezus wsiada do łodzi Piotra, który, na Jego prośbę, odbija od brzegu. To właśnie z tej łodzi dokonuje się nauczanie.
 
Dzisiejsza Ewangelia zawiera również bardzo szczególne i osobiste przesłanie skierowane do Szymona Piotra. Po zakończonej nauce Jezus zachęca Piotra, aby jeszcze raz wypłynął ze swoimi pomocnikami i zarzucił sieci w jezioro.
 
Wypowiadając te słowa, Jezus musiał to czynić już rankiem lub w pełnym dniu – wszak rybacy nocną pracę mieli za sobą. Nie jestem rybakiem i nie znam się na połowie ryb w Jeziorze Galilejskim, ale znawcy tematu podkreślają, że zarzucanie sieci o tej porze jest wbrew wszelkiej logice. Szymon Piotr, zawodowy rybak, dobrze wiedział, że poranne lub dzienne połowy nie mają sensu. Wraz z pierwszymi promieniami słońca jezioro się nagrzewa, a ryby schodzą w głębiny, gdzie sieci nie mogą ich dosięgnąć.
 
Szymon próbuje nawet uświadomić Jezusowi, synowi cieśli, a nie rybaka, że ten pomysł jest bezcelowy. Mówi: „Mistrzu, przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili” (Łk 5, 5). Zaraz jednak dodaje słowa, które są dla mnie osobiście kluczowym przesłaniem tej Ewangelii: „Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci” (Łk 5, 5).
 
Piotr również słuchał Jezusa, gdy ten przemawiał z jego łodzi. To Słowo musiało być dla niego „inne”, skoro zaryzykował dodatkowy wysiłek, kolejną próbę i możliwość ośmieszenia się w oczach pozostałych rybaków.
 
Słowo Jezusa rzeczywiście było „inne”, bo przekonało Piotra. Ten wypływa na głębię i dokonuje się cudowny połów ryb – tak obfity, że sieci zaczęły się rwać. Piotr, aby nie zmarnować daru, wzywa innych pomocników. Następnie dokonuje bardzo osobistego wyznania: uznaje swoją grzeszność i prosi Jezusa, aby odszedł, bo on sam nie jest godny przebywać w Jego obecności. Jezus jednak ma swoje plany wobec Piotra – od tej pory chce, aby Piotr „łowił ludzi” [„A Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił»” (Łk 5, 10)].
 
Ta sytuacja rodzi dla mnie bardzo osobiste pytanie: Czy ja słucham Jezusa w taki sposób, że nawet jeśli coś wydaje mi się wbrew moim doświadczeniom, wierzę, że On ma rację? Czy potrafię zaufać, że gdy posłucham Jego Słowa, mogę doświadczyć cudu lub przynajmniej wielkiej mocy Boga w moim życiu?
 
W innej Ewangelii jeden z uczonych w Piśmie pyta Jezusa: „Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?” Jezus odpowiada: „Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu…” (Mk 12, 28b-29a). Słuchanie wydaje się zatem pierwszym obowiązkiem chrześcijanina. Ale czy potrafię słuchać Boga? A może problem tkwi we mnie – w tym, że nie mam wewnętrznego „odbiornika” nastawionego na fale Pana Boga?
 
To jak z miejscem, w którym się znajdujemy. Teraz nie słyszymy różnych audycji, piosenek czy programów, bo nie mamy tutaj włączonego radia. Gdyby jednak pojawił się odbiornik radiowy, usłyszelibyśmy dźwięki nadawane na różnych częstotliwościach, które są tutaj obecne. Podobnie jest z Bogiem – nie jest prawdą, że On do nas nie mówi. Problem leży w tym, że nie potrafimy Go słuchać, nie jesteśmy dostrojeni do Jego fal.
 
Święty Jan Paweł II w liście „Novo millennio ineunte” pisał:
„Konieczne jest zwłaszcza, aby słuchanie Słowa Bożego stawało się żywym spotkaniem, pomagającym odnaleźć w biblijnym tekście żywe Słowo, które stawia pytania, wskazuje kierunek, kształtuje życie”.
 
Na ile mi się to udaje? Chyba każdy z nas pragnie doświadczyć cudu zdziałanego przez Boga i często o takie cuda się modlimy. Ale czy mam wiarę i pokorę Piotra, aby taki cud mógł się dokonać w moim życiu? Może trzeba zacząć od słuchania Boga – takiego słuchania, które pozwoli mi wypłynąć na głębię mojego życia duchowego i zaufać Bogu w pełni, bez lęku.
 
o. Jacek Zdrzałek CSsR - "redemptor.pl"
 
 
 12
Człowiekiem grzesznym
„Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym»” (Łk 5,8).   
 
Doskonale wiemy, że jesteśmy grzeszni. Wiemy to i z teorii (po grzechu pierworodnym tylko Maryja była doskonała), ale wiemy to przede wszystkim z własnego doświadczenia. Spowiedź nie jest przyjemnością, jest koniecznością. Jednak co innego tak po prostu wiedzieć, przyjąć do wiadomości, a zupełnie co innego przeżyć tę prawdę w głębi swojego serca. Zrozumieć.
 
Szymon Piotr przed spotkaniem z Jezusem na pewno znał swoją niedoskonałość, znał swoje grzechy. Znał też swojego Mistrza Jezusa i tak jak wszyscy - był Nim zafascynowany. Ale to były jakby dwie odrębne sprawy. Na razie jeszcze się ze sobą nie gryzły. Dopiero, gdy zobaczył wielki cud uczyniony przez Jezusa, poczuł to inaczej. Szymon dobrze wiedział, po całonocnym nieskutecznym połowie ryb, że dziś ryb nie będzie. No, przecież tak bywa. Kiedy jednak na słowa Mistrza dwie łodzie napełnili rybami, kiedy zrozumiał, że to jest cudowny połów, kiedy dotarło do niego, jak wielki jest Ten który to uczynił, zrozumiał także, jak niegodny jest takiego spotkania, takiej znajomości. "Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym". Nie, Piotr nic złego w tej chwili nie zrobił. Ale właśnie zrozumiał dwie rzeczy równocześnie: jak wielki jest Jezus i jak grzeszny jest on sam. A to jest wielkie przeżycie.
 
My też znamy te dwie prawdy. Ale bardzo długo są to sprawy nie mające ze sobą związku. W niedzielę kościółek, w dni powszednie grzech. Taka norma. Bóg jakoś nie przeszkadza nam w życiu. Możemy całymi latami trwać w grzechu i nie zaboli nas obecność w kościele. Dopóki. Dopóki nie zrozumiemy Kim jest Bóg. Dopiero wtedy zaboli, a może zaboleć bardzo mocno. Wielkość Boga i moja grzeszność tak bardzo nie pasuje do siebie, że aż chce się uciec, schować w najciemniejszy kąt. "Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym".
 
To zderzenie dwóch prawd trzeba przeżyć na kolanach. Nie można zostać z tym sam na sam, bo szatan natychmiast to wykorzysta. Trzeba to przeżyć przed Bogiem, objąć modlitwą, a wtedy tak bolesna prawda może stać się pięknym początkiem nowego życia. Kiedy Piotr "przypadł Jezusowi do kolan", Mistrz nie zlekceważył jego bolesnego odkrycia. Nie powiedział: "Ależ skąd, Piotrze, jesteś wspaniałym człowiekiem, nie myśl o tym". Powiedział natomiast coś dużo ważniejszego: "Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił". Nie bój się. Jak bardzo potrzebujemy tych słów, kiedy świat nam się wali na głowę. A przecież wali się świat, kiedy odkrywamy całe swoje zło, swoją marność. Przeżycie swojego grzechu napełnia przerażeniem, choć niby grzech znaliśmy od dawna. Piotrowi przyjdzie jeszcze w przyszłości spotkać się ze swoim grzechem, kiedy trzykrotnie zaprze się Jezusa. Ważne jednak, by nadal trwać przy Bogu. Wtedy usłyszymy: "Nie bój się".
 
Spowiedź to zawsze trudna rzecz. Ale najdziwniejsze jest to, że im lepiej, im mocniej zrozumiemy swoją grzeszność, tym piękniej przeżyjemy spotkanie z Bogiem. Im większy będzie dla nas Bóg, tym radośniejsze będą słowa "Nie bój się". Wielkość Boga nie sprawia, że my stajemy się przed Nim mniejszymi. Przeciwnie. Bóg podaje nam rękę i od razu ma dla nas propozycję: "odtąd ludzi będziesz łowił". Bo dla Boga nie jest ważny grzech, który rozumiem, który przynoszę, za który przepraszam, który już odrzucam. Gdy wracam do Boga - On czeka na mnie i pokazuje miejsce obok Siebie. Pomimo naszej grzeszności, Bóg zaprasza nas, byśmy razem z Nim łowili ludzi, ewangelizowali świat.
 
„Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!" 
 
Garść myśli:
 
Także dzisiaj Kościół i następcy apostołów słyszą wezwanie, by wypłynąć na głębię morza dziejów i zarzucić sieci, by zdobywać ludzi dla ewangelii - dla Boga, dla Chrystusa, dla prawdziwego życia. (Benedykt XVI)
 
Wydarzenie wiary zaczyna się wtedy, kiedy słyszysz słowo Jezusowe skierowane do ciebie osobiście. (kard. Grzegorz Ryś)
 
„Wypłyń na głębię” – to jest również zaproszenie Jezusa dla nas w codzienności. Jeżeli chcemy w naszym życiu wydać owoce, musimy przekraczać siebie, swoje przyzwyczajenia, schematy. Wychodzić ze swego małego „grajdołka” i podejmować wyzwania. Inaczej wcześniej czy później urządzimy się w przeciętności. (Stanisław Biel SJ)
 
Stawszy się Jego uczniem, Szymon nie przestaje być rybakiem, a jednak w jego życiu zachodzi głęboka przemiana, nabiera ono zupełnie nowego wymiaru i sensu, gdy w jego centrum staje Jezus. (ks. Józef Maciąg)
 
       Bogumiła Szewczyk - Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
 
 1
Eucharystia: najlepsze uwielbienie Boga
Odpoczynek pozwalając dostrzec więcej, nieuprzedzonych otwiera także na sprawy wieczności, na Boga. Niedziela to świetny dzień, by Go wspólnie uczcić.
 
Człowieku, nie jesteś robotem: odpocznij. To sens trzeciego przykazania. To prawda, że w Starym Testamencie jego wypełnianie uważane jest za znak wierności Bogu. Ale nie Bogu odpoczynek jest potrzebny. Potrzebuje go człowiek. By widział.... a może raczej: by był wyżej, szerzej, dalej, głębiej. By mógł rozwijać się jako człowiek, a nie być tylko jakimś robotem zapatrzonym w pracę i pieniądze. Życie to przecież dużo więcej. To tak ważna dla człowieka sprawa, że Bóg wyjątkowo mocno angażuje w to przykazanie swój autorytet: kto nie szanuje szabatu, obraża Mnie; skoro sami nie rozumiecie wartości odpoczynku, to przyjmijcie tę zasadę ze względu na Mnie - mówił w Starym testamencie. A nie szanuje ten, kto zapatrzony w pracę czy pieniądze pracuje sam albo zmusza do tego innych. Tak w skrócie przedstawić można to, co było treścią dwóch poprzednich artykułów dotyczących trzeciego przykazania. Dziś o tym bardziej chyba znanym wymiarze świętowania, jakim jest udział w niedzielnej Eucharystii. Zaznaczmy jednak: tę kwestię precyzuje już nie Boże, ale kościelne przykazanie. Niedobrze, gdybyśmy koncentrowali się jedynie na wymogu Kościoła, zapominając o wymaganiu stawianym przez Boga.
 
Wspomniane wcześniej bycie wyżej, szerzej, dalej, głębiej, w którym pomaga niedzielny odpoczynek, służyć ma między innymi otwarciu na sprawcy ducha, na Boga.  Może się wydawać – i pewnie czasem wierzącym tak się wydaje – że to nie znów takie istotne; że można być człowiekiem, i to dobrym człowiekiem, także nie przesadzając z wiarą; że ten Pan Bóg to tylko jak kwiatek z butonierce: bez ciągłego zawracania Mu głowy się obejdzie. Ale... To jest trochę jak z witrażem. Jeśli w jasny dzień patrzy się nań z zewnątrz kościoła jest szarą plamą. Dopiero kiedy się wejdzie do środka, uderza pięknem barw. Widzieć Boga „z zewnątrz”, z perspektywy filozoficznych dyskusji, to nie to samo, co spotykać się Nim, wejść z Nim w relację. Właśnie te relacje, podobnie jak bywa z obcowaniem z naturą, zmuszają do dokonania wielu przewartościowań, otwarcia się na to co prawdziwe, co dobre i co piękne, a ostatecznie także na wieczność. Ma to także znaczenie dla zrozumienia chrześcijańskiej moralności. Człowiek patrzący na Boże prawo „z zewnątrz”, zawsze będzie traktował je jako formę uciemiężenia. Dopiero kiedy spotyka Boga, odkrywa Jego dobroć, łaskawość, Jego miłość, zaczyna rozumieć, że to najlepsze i najuczciwsze zasady, którymi człowiek może się  kierować. Dlatego tak ważne jest, by tej relacji z Bogiem nie zaniedbywać. Ale też ważne: by nie zaniedbywać uwielbiania Boga razem z całym Kościołem.
 
Jeśli chrześcijanie świętowanie dnia siódmego przenieśli na dzień pierwszy, to ze względu na to, iż tego dnia dokonało się nowe stworzenie;  dające człowiekowi nadzieję życia wiecznego zmartwychwstanie Jezusa. „Nasze zgromadzenia dlatego odbywają się w dniu słońca, ponieważ jest to pierwszy dzień, w którym Bóg z ciemności wyprowadził materię i stworzył świat, a Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel, w tym dniu zmartwychwstał (Katechizm Kościoła Katolickiego 2174) Tego dnia nie tylko jednak wspominamy, ale też patrzymy w przyszłość, na dzień powtórnego przyjścia Jezusa, gdy przyjdzie On sądzić żywych i umarłych. To dla nas dzień ósmy, dzień czekającej nas nieskończoności. Nic dziwnego, że Kościół ten dzień szczególnie świętuje.
 
Świętuje na Eucharystii. Tak już jest od czasów apostolskich. To najdawniejsze chrześcijańskie święto. Dlaczego na Eucharystii, a nie na indywidualnej modlitwie w domu czy na łonie przyrody? Przypomniano w Katechizmie: „Nie możesz modlić się w domu tak jak w kościele, gdzie jest wielka rzesza i gdzie wołanie do Boga unosi się z jednego serca. Jest w tym jeszcze coś więcej: zjednoczenie umysłów, zgodność dusz, więź miłości, modlitwy kapłanów” (KKK 2179). Pięknie powiedziane, ale „jest w tym” jeszcze więcej. Wystarczy uświadomić sobie, czym jest Eucharystia.
 
Nie miejsce, by pisać w tej chwili traktat na ten temat, ale trzeba zauważyć: to jest pamiątka i uobecnienie zbawczej męki, śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa. To pamiątka i uobecnienie najlepszego uwielbienia Ojca, jakim było posłuszeństwo Jezusa aż do śmierci. W każdej Mszy uwielbiamy Boga w najdoskonalszy sposób, bo ofiarą Jego Syna. „Przez Chrystusa, z Chrystusem, i w Chrystusie, Tobie, Boże Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki”. Nie można tej formy uwielbienia Boga lekceważyć, bo nasze dziękczynienia i uwielbienia przy dziękczynieniu i uwielbieniu, które złożył Chrystus, zawsze wypadają blado. Włączyć się w dziękczynienie i uwielbienie składane Ojcu przez Syna – to dużo więcej.
 
„Eucharystia niedzielna uzasadnia i potwierdza całe działanie chrześcijańskie” – przypomniano w KKK 2182. Dlatego Kościół, pamiętając też o męczennikach, którzy zginęli, bo nie chcieli zrezygnować z uczestnictwa w niedzielnej Mszy ustanowił: „W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej” (KKK 2180). „Ci, którzy dobrowolnie zaniedbują ten obowiązek, popełniają grzech ciężki” (KKK 2181). Dobrowolnie, bo kościelny prawodawca pamięta, że czasem człowiek po prostu nie bardzo może. Dlatego też autorzy Katechizmu zaznaczyli, że usprawiedliwia nieobecność na Mszy ważny powód – choroba czy pielęgnacja niemowląt. Prawnicy dodają: „nieustanna opieka nad chorymi, niesienie pomocy w wypadkach i klęskach żywiołowych, wykonywanie ciągłych zawodów, niemożliwość dostania się do kościoła z  powodu kilkunastokilometrowej odległości przy braku środków lokomocji”. Albo też – z czego zazwyczaj rzadziej zdajemy sobie sprawę – dyspensa własnego pasterza. Nie wchodząc w szczegóły: może tej dyspensy udzielić biskup, chyba że odpowiednimi przepisami zezwolił na to także proboszczom.
 
W niedzielę i inne nakazane dni świąteczne – rozporządził Kościół. Trzeba jednak jasno powiedzieć: w tej sprawie dzień nie zaczyna się o godzinie 0,00, ale wigilią dnia poprzedniego.  „Nakazowi uczestniczenia we Mszy świętej czyni zadość ten, kto bierze w niej udział, gdziekolwiek jest odprawiana w obrządku katolickim, bądź w sam dzień świąteczny, bądź też wieczorem dnia poprzedzającego” (KKK 2180). Uczestniczenie w Mszy w sobotę wieczorem (czy w wieczór dnia poprzedzającego nakazane święto) to nie żadne ustępstwo, by ludziom było wygodniej. To tradycja związana z innym niż przyjęto w naszej kulturze sposobem liczenia czasu, gdzie dzień rozpoczyna się nie o północy, ale z zachodem słońca dnia poprzedniego. Nie trzeba więc żadnego ważnego powodu, by z tej możliwości skorzystać. Można i koniec.
 
„Uczestnictwo w niedzielę we wspólnej celebracji Eucharystii jest świadectwem przynależności do Chrystusa i Jego Kościoła oraz wierności Chrystusowi i Kościołowi – przypomniano też w KKK w KKK 2182.  „Wierni potwierdzają w ten sposób swoją komunię w wierze i miłości. Wspólnie świadczą o świętości Boga i nadziei zbawienia. Umacniają się nawzajem pod przewodnictwem Ducha Świętego”. Jeśli nie ma księdza, powinni gromadzić się w kościele parafialnym na liturgii słowa. A gdy i tego nie ma – powinni poświęcić czas na osobistą modlitwę (KKK 2183).
 
Najważniejsze jednak, by nie być jak faryzeusz szukający wymówek, które by usprawiedliwiły nieobecność na niedzielnej Eucharystii, ale by w tym dziękczynieniu zawsze uczestniczyć. Dziękczynieniu i uwielbieniu Ojca przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie...
 
Na tym kończymy nasze korepetycje w zakresie trzeciego przykazania. Następny odcinek – już o czwartym. Teraz jeszcze tylko, na następnej stronie, te fragmenty Katechizmu Kościoła Katolickiego, w których poruszano omawiane w tym artykule zagadnienia. Wraz z ogólnym podsumowaniem treści trzeciego przykazania.
AJM -"wiara.pl"
16 
Bądź szerzej, wyżej, dalej
Niedziela jest między innymi po to, by pomyśleć o tym, co nieprzemijające, odnieść się jakoś do Tego, który nadaje sens naszemu życiu
 Żeby nie zamienić się w maszynę trzeba mieć czas nie tylko wypełniać zadania, ale inne sprawy. Także pielęgnowanie relacji.
 Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2184-2188
 Nie jesteś maszyną, odpocznij też – nakazał człowiekowi Bóg. To świetna ochrona zarówno przed wpędzającym w pracoholizm wewnętrznym imperatywem jak i wyzyskiem jednych przez drugich w relacjach międzyludzkich. Odpocznij – mówi Bóg wyjątkowo mocno angażując w to swój autorytet, realizację tego nakazu wprost nazywając oddawaniem Mu czci, a jego łamanie – obrażaniem Go. To ze względu na samego Boga człowiek ma „oderwać się od dyktatu pracy i pieniądza, spojrzeć w niebo, spojrzeć na swoich bliźnich, wejrzeć we własną duszę. I na to samo pozwolić innym”. O tym między innymi mowa była w poprzednim odcinku cyklu. Dziś, choć nie niedziela,  warto zatrzymać się i zastanowić się nad sensem odpoczywania; marnowania czasu „na to co nie nasyci”. No i co z tym wolnym czasem sensownego można zrobić.
 
 Błogosławione „marnowanie” czasu
 – Jesteśmy do niczego, tylko marnujemy czas, bo wieczorami zamiast robić coś pożytecznego spotykamy się na schodach, jemy słonecznik i gadamy o niczym – oceniali się kiedyś moi wchodzący w dorosłość uczniowie.
– Kto wam takich rzeczy naopowiadał? – spytałem
– No wszyscy tak mówią. Rodzice, nauczyciele...
– Przecież w ten sposób pielęgnujecie wasze przyjaźnie. A przecież przyjaźń to jedna z najważniejszych życiu rzeczy – odpowiedziałem. – No niezbyt fajnie, jeśli przy okazji tym słonecznikiem naśmiecicie, ale ogólnie robicie ważną i dobrą rzecz.
Byli zaskoczeni. No tak, pielęgnujemy przyjaźnie. Czyli to nie znów takie marnowanie czasu....
Dyktat pracy i pieniądza, dyktat wymiernej użyteczności – posprzątane, zrobione, nauczone – najlepiej na piątkę. Tymczasem życie to przecież coś znacznie więcej. To zaduma, to zachwyt, to otwarcie na piękno, na niespodziewane, na to co prawdziwe i dobre, na przyjaźń, na miłość, na wieczność, na Boga... Z nosem z powodu licznych obowiązków pochylonym ku ziemi trudno to zobaczyć, ale tak właśnie jest. Trochę więcej pieniędzy, trochę lepsze stopnie  w szkole czy dokładniej posprzątane mieszkanie żadnej z tych spraw nie zastąpią. Odpoczynek pozwala podnieść wzrok, wyprostować ramiona i głębiej odetchnąć.
Jak Bóg „odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął” (Rdz 2, 2), tak również życie ludzkie składa się z pracy i odpoczynku. – przypomniano w Katechizmie Kościoła Katolickiego (2184) – Ustanowienie dnia Pańskiego przyczynia się do tego, by wszyscy korzystali z wystarczającego odpoczynku i czasu wolnego, który mogliby poświęcić życiu rodzinnemu, kulturalnemu, społecznemu i religijnemu.
No właśnie. Rodzinnemu. „Chrześcijanie powinni także świętować niedzielę, oddając swojej rodzinie i bliskim czas i staranie, o które trudno w pozostałe dni tygodnia” (KKK 2186)  To na przykład czas, by wspólnie zjeść. Toczące się w takiej okazji przy stole rozmowy nie muszą dotyczyć spraw ważnych. Te błahe też budują więzi. I pozwalają uniknąć wielu poważniejszych problemów, przez zwyczajną rozmowę, luźno rzucone uwagi, rozwiązując je już zanim urosną. To też czas spotkań w szerszym gronie rodzinnym czy ze znajomymi i przyjaciółmi. Bez tych więzi ile warte jest życie? Wyższy status materialny tego nie zastąpi...
No właśnie: także życiu kulturalnemu. Dobry film w telewizji, kino, teatr.... Może książka, może jakieś ciekawe czasopismo. Żeby więcej widzieć o świecie, o tym, czym życie, dokąd zmierza.... Albo i sport – czy to uprawiając czy tylko kibicując. Albo i turystyka. Przecież też sprzyja temu, by widzieć więcej, szerzej, głębiej i wyżej...
No właśnie: także życiu społecznemu. „Chrześcijanie dysponujący wolnym czasem powinni pamiętać o swoich braciach, którzy mają te same potrzeby i te same prawa, a którzy nie mogą odpoczywać z powodu ubóstwa i nędzy. W pobożności chrześcijańskiej niedziela jest tradycyjnie poświęcona na dobre uczynki i pokorne posługi względem ludzi chorych, kalekich i starszych” (KKK 2186).  Tak, niedzielny wypoczynek to znajomi i przyjaciele, zwłaszcza cierpiący wskutek chorób, to zauważenie tego co się dzieje w świecie, przedyskutowanie, wyrobienie sobie opinii. Żeby widzieć szerzej, dalej...
No właśnie: i religijnemu też. „Niedziela jest czasem refleksji, ciszy, lektury i medytacji, które sprzyjają wzrostowi życia wewnętrznego i chrześcijańskiego” (KKK 2186). Jest po to, by pomyśleć o tym, co nieprzemijające, odnieść się jakoś do Tego, który nadaje sens naszemu życiu. Już nie tak istotne czy odnajdując Go w pełnym znaków, stworzonym przezeń świecie, czy na czytaniu Pisma Świętego...
Czego robić się nie powinno?
Dopiero znając wartość mniej więcej odpoczynku można odpowiedzieć na pytanie czego w niedzielę robić się nie powinno. Bo, co tu dużo mówić, „dyktat pracy i pieniądza” zaślepia. Pochylonym ku ziemi nie pozwala podnieść wzroku wyżej, a tym, którzy do pracy zmuszają innych – zauważyć, że Mamona nie jest Bogiem. Dopiero wiedząc co się traci, można sensownie odpowiedzieć na pytanie czy warto. Czy warto dla pieniędzy czy wykonania jakiegoś zadania zrezygnować z okazji, by spojrzeć głębiej, wyżej, szerzej i dalej. A jeśli nie warto dla  zysku, to dla czego warto, a nawet trzeba?
„W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane wierni powinni powstrzymać się od wykonywania prac lub zajęć, które przeszkadzają oddawaniu czci należnej Bogu, przeżywaniu radości właściwej dniowi Pańskiemu, pełnieniu uczynków miłosierdzia i koniecznemu odpoczynkowi duchowemu i fizycznemu” – czytamy w KKK 2185. Jeśli nie odpoczywam – fizycznie czy duchowo – tracę. Nawet jeśli mi za to zapłacą. Bo tracę to, czego za pieniądze kupić nie można. Jeśli nie mam czasu na pełnienie uczynków miłosierdzia – tracę. Żadna waluta ziemska nie zastąpi skarbu w niebie, który gromadzimy sobie służbą drugiemu człowiekowi. Tracę też jeśli niedzielna praca nie pozwala mi zwrócić myśli ku Bogu. Bo potrzebuję go o niebo więcej niż paru cyferek na koncie bankowym więcej. Tego wszystkiego, co sprawia że tracę należałoby więc unikać.
Oczywistym jednak jest, że pewne rzeczy także w niedzielę zrobić trzeba. To przede wszystkim to wszystko, co jest służbą bliźniemu. „Obowiązki rodzinne lub ważne zadania społeczne stanowią słuszne usprawiedliwienie niewypełnienia nakazu odpoczynku niedzielnego” – wyjaśniono w KKK 2185. Dodano jednak zaraz: „Wierni powinni jednak czuwać, by uzasadnione powody nie doprowadziły do nawyków niekorzystnych dla czci Boga, życia rodzinnego oraz zdrowia”. Czyli: nawet jeśli musisz w niedziele pracować, bo jesteś ratownikiem medycznym, kierowcą autobusu czy kucharzem w restauracji – nie zapominaj, że tobie odpoczynek jest potrzebny. Po prostu trzeba w prawdzie i miłości zmierzyć się z pytaniem o to, czy ta moja praca w niedziele naprawdę jest bliźniemu potrzebna.
Bliźni też człowiek
Bo trzecie przykazanie nie tylko nakłada na człowieka obowiązek, by sam w niedzielę nie pracował, ale też by nie zmuszał do pracy tego dnia innych. Dla mnie chodzenie po galeriach jest odpoczynkiem – argumentuje się nieraz w kontekście sporu o handel w niedzielę. I wysuwa się przy tym jeszcze (zazwyczaj chybione) argumenty dotyczące stanu gospodarki. Niezależnie jednak od tego, czy słuszne czy nie, nie sposób nie zauważyć, że ta troska o gospodarkę jest dość egoistyczna. Inni mają dbać, ja chcę z dobrodziejstw takiego stanu rzeczy korzystać.
Są grupy zawodowe, które całe weekendy właściwie mają zawsze wolne. To urzędnicy, to nauczyciele. I co ciekawe w kontekście argumentów dotyczących gospodarki, także bankowcy. To że w bankach, które podobno są krwioobiegiem gospodarki, niczego się w weekendy nie załatwi, w niczym tej gospodarce nie przeszkadza. Może poczekać do poniedziałku. Nawet zbyt późno (czyli po południu) zrobiony w piątek przelew. Niezbędną okazuje się natomiast praca pani w markecie, butiku i paru innych. Tymczasem... Ileż taki człowiek umordowany pracą w tygodniu mógłby w sobotę czy w niedzielę w urzędach załatwić, gdyby urzędnicy pracowali? Ile by zaoszczędził kłopotów ze zwalnianiem się z pracy albo i braniem urlopu. Nie byłoby pięknie? Albo miałby czas żeby w sprawy w banku załatwić...
Chodzi po prostu o to, żeby samemu korzystając z odpoczynku, nie pozbawiać go też innych. „Świętowanie niedziel i dni świątecznych wymaga wspólnego wysiłku. Każdy chrześcijanin powinien unikać narzucania - bez potrzeby - drugiemu tego, co przeszkodziłoby mu w zachowywaniu dnia Pańskiego” – czytamy w KKK 2187. I zaraz dodano: „Gdy zwyczaje (sport, rozrywki itd.) i obowiązki społeczne (służby publiczne itp.) wymagają od niektórych pracy w niedzielę, powinni czuć się odpowiedzialni za zapewnienie sobie wystarczającego czasu wolnego”. To ważne wskazanie, którego nie powinno się lekceważyć: jestem odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale także i za to, by nie był do niepotrzebnej pracy zmuszany mój bliźni. „Wierni powinni czuwać z umiarkowaniem i miłością nad tym, by unikać nadużyć i przemocy, jakie rodzą niekiedy rozrywki masowe” – czytamy w tym samym punkcie Katechizmu. A dalej: „Pomimo przymusu ekonomicznego władze publiczne powinny czuwać nad zapewnieniem obywatelom czasu przeznaczonego na odpoczynek i oddawanie czci Bogu. Pracodawcy mają analogiczny obowiązek względem swoich pracowników”. Tak, to obowiązek. Ważny obowiązek. Do tego stopnia, że chrześcijanie powinni tez starać się, by w ich kraju niedziele i święta stały się dniami ustawowo wolnymi od pracy (KKK 2188). „Powinni wszystkim dawać widoczny przykład modlitwy, szacunku i radości – czytamy dalej – oraz bronić swoich tradycji jako cennego wkładu w życie duchowe społeczności ludzkiej”.
Tak, cennego wkładu w życie duchowe społeczności ludzkiej. Bo dzień wolny od pracy to wielka zdobycz. Jeśli nie można od pracy odpoczywać – i to stosunkowo często, raz w tygodniu, nie tylko co parę miesięcy parę dni podczas urlopu – traci się to wszystko, na co taki dzień wolny daje szansę. Traci się szansę,  by widzieć szerzej, dalej, głębiej i wyżej. A człowiek zamienia się w maszynę, która ma tylko wykonać swoje zadanie. Tam jednak, gdzie zasady dotyczące odpoczynku nie są przez władze państwowe przestrzegane, chrześcijanie mają przeżywać ten dzień „jako dzień naszego wyzwolenia, które pozwala nam uczestniczyć w owym «uroczystym zebraniu», w Kościele «pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach» (Hbr 12, 22-23)”.
I o tym świętowaniu dla Boga będzie kolejny odcinek tego cyklu. Na następnej stronie – te fragmenty Katechizmu Kościoła Katolickiego, które były inspiracją dla powstania tego tekstu.
2184 Jak Bóg "odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął" (Rdz 2, 2), tak również życie ludzkie składa się z pracy i odpoczynku. Ustanowienie dnia Pańskiego przyczynia się do tego, by wszyscy korzystali z wystarczającego odpoczynku i czasu wolnego, który mogliby poświęcić życiu rodzinnemu, kulturalnemu, społecznemu i religijnemu .
2185 W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane wierni powinni powstrzymać się od wykonywania prac lub zajęć, które przeszkadzają oddawaniu czci należnej Bogu, przeżywaniu radości właściwej dniowi Pańskiemu, pełnieniu uczynków miłosierdzia i koniecznemu odpoczynkowi duchowemu i fizycznemu. Obowiązki rodzinne lub ważne zadania społeczne stanowią słuszne usprawiedliwienie niewypełnienia nakazu odpoczynku niedzielnego. Wierni powinni jednak czuwać, by uzasadnione powody nie doprowadziły do nawyków niekorzystnych dla czci Boga, życia rodzinnego oraz zdrowia.
Umiłowanie prawdy szuka czasu wolnego, a potrzeba miłości podejmuje uzasadnioną pracę.
2186 Chrześcijanie dysponujący wolnym czasem powinni pamiętać o swoich braciach, którzy mają te same potrzeby i te same prawa, a którzy nie mogą odpoczywać z powodu ubóstwa i nędzy. W pobożności chrześcijańskiej niedziela jest tradycyjnie poświęcona na dobre uczynki i pokorne posługi względem ludzi chorych, kalekich i starszych. Chrześcijanie powinni także świętować niedzielę, oddając swojej rodzinie i bliskim czas i staranie, o które trudno w pozostałe dni tygodnia. Niedziela jest czasem refleksji, ciszy, lektury i medytacji, które sprzyjają wzrostowi życia wewnętrznego i chrześcijańskiego.
2187 Świętowanie niedziel i dni świątecznych wymaga wspólnego wysiłku. Każdy chrześcijanin powinien unikać narzucania - bez potrzeby - drugiemu tego, co przeszkodziłoby mu w zachowywaniu dnia Pańskiego. Gdy zwyczaje (sport, rozrywki itd.) i obowiązki społeczne (służby publiczne itp.) wymagają od niektórych pracy w niedzielę, powinni czuć się odpowiedzialni za zapewnienie sobie wystarczającego czasu wolnego. Wierni powinni czuwać z umiarkowaniem i miłością nad tym, by unikać nadużyć i przemocy, jakie rodzą niekiedy rozrywki masowe. Pomimo przymusu ekonomicznego władze publiczne powinny czuwać nad zapewnieniem obywatelom czasu przeznaczonego na odpoczynek i oddawanie czci Bogu. Pracodawcy mają analogiczny obowiązek względem swoich pracowników.
2188 W poszanowaniu wolności religijnej i dobra wspólnego wszystkich chrześcijanie powinni domagać się uznania niedziel i świąt kościelnych za ustawowe dni świąteczne. Powinni wszystkim dawać widoczny przykład modlitwy, szacunku i radości oraz bronić swoich tradycji jako cennego wkładu w życie duchowe społeczności ludzkiej. Jeśli ustawodawstwo kraju czy też inne powody zobowiązują do pracy w niedzielę, to niech ten dzień będzie jednak przeżywany jako dzień naszego wyzwolenia, które pozwala nam uczestniczyć w owym "uroczystym zebraniu", w Kościele "pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach" (Hbr 12, 22-23).
AJM - "wiara.pl"
17
Bezczelność mocarza
Pokój nie może być budowany na wywłaszczeniu i cierpieniu całego narodu.
Zapowiedź amerykańskiego prezydenta, że Stany Zjednoczono zajmą się rozminowaniem i odbudową Strefy Gazy posmakowała szansą na lepsze życie dla Palestyńczyków, którzy wycierpieli już zbyt wiele. Niestety dalsza część wypowiedzi Donalda Trumpa nie była już tak optymistyczna, trąciła wyjątkową butą i bezczelnością. Zapowiedział przymusowe wysiedlenie mieszkańców, by na ziemi, gdzie żyją od pokoleń stworzyć „Riwierę Bliskiego Wschodu”. Ta geopolityczna transformacja regionu, to również polityczne koło ratunkowe rzucone Netanjahu, który nawet nie chce myśleć o powstaniu „dwóch suwerennych państw”, jako jedynej realnej możliwości przywrócenia pokoju w Ziemi Świętej. Co więcej Trump „nakazał”, by Palestyńczyków przyjęły inne kraje arabskie i na własny koszt wybudowały im mieszkania. W odpowiedzi szybko zobaczył środkowy palec. I bardzo słusznie.
Światowe media przypominają, że już w zeszłym roku w podobnym tonie wypowiadał się zięć Trumpa i jego były doradca Jared Kushner. Nazwał on Gazę „bardzo cenną” nadmorską nieruchomością i wezwał do wydalenia jej mieszkańców i „posprzątania” po nich. Myślenie niegodne nawet dewelopera, a co dopiero człowieka kierującego światowym mocarstwem. Jak można nawet pomyśleć o przesiedleniu całego narodu wbrew jego woli? Gdzie podstawowe prawa człowieka, zasady prawa humanitarnego i poszanowanie wolności narodu… Gdzie zwykła ludzka przyzwoitość? Gdzie mądrość płynąca z tragicznych rozwiązań przeszłości…
Bp Wiliam Shomali z Jerozolimy stwierdził, że trudno wyobrazić sobie bezczelniejszą propozycję, tak nieliczącą się z człowiekiem. Sekretarz generalny Światowej Rady Kościołów był mniej dyplomatyczny. Postulowany plan Trumpa nazwał „czystką etniczną na szeroką skalą i nową kolonizacją”. Prezbiteriański pastor Jerry Pillay podkreślił, że świat nie może przystać na to rażące lekceważenie podstawowych praw ludności Gazy, która walczyła i cierpiała przez wiele dziesięcioleci. Gdyby się na to zgodził, stałby się współwinny serii najpoważniejszych zbrodni międzynarodowych.
W tej debacie nie może zabraknąć głosu Kościoła, który musi zdecydowanie stawać w obronie sprawiedliwości, ochrony życia i praw Palestyńczyków. Przystanie na czystkę etniczną i trwałą okupację Gazy, byłaby nie tylko zbrodnią przeciwko ludzkości, ale też niebezpiecznym precedensem sankcjonującym bezprawie, który mógłby nas wiele kosztować choćby na Krymie czy w Północnym Kiwu. Każdy z tych cierpiących regionów mógłby się stać „riwierą”, odpowiednio Rosji i Rwandy. Potrzeba sprawiedliwości, która wytrąci oręż współczesnym tyranom i pysznym możnowładcom. Bez tego pokój, nie tylko w Gazie, pozostanie jedynie marzeniem…
Beata Zajączkowska - "wiara.pl"
18
Zaskoczeni?
Jednak jakoś łatwiej się śmiać po fakcie niż w trakcie…
Czasem wydaje się, że zaprząta i uwiera nas nie samo życie, a jakaś jego otoczka: niezliczone zastępy kurtek i butów przedpokoju, to że pranie urasta do wydarzenia logistycznego roku, odśnieżanie podjazdu i samochodu, czekanie, opóźnienie, przeoczenie, kolosalne konsekwencje zwykłej nieuwagi… Zdawać by się mogło, że nieustannie przekopujemy się przez codzienność do istoty życia, do sedna przez tysiące spraw. Tylko czy aby na pewno?
Tekstów na temat pochwały codzienności znajdziemy przecież wiele. Różnych Węgrzyniaków o tym, co najważniejsze, Strzelczykowe ćwiczenia i szóste zmysły, Grzywocze i blogi siostry Młynarz… Powinniśmy być przyzwyczajeni i przyuczeni. Gotowi do radości i odkryć, bez załamywania rąk i rozdzierania szat. A jednak. Jednak jakoś łatwiej się śmiać po fakcie niż w trakcie…
Co nam przeszkadza? Zima – która jakoś nigdy się nie kończy. Marudzenie wokół, które nigdy się nie kończy. Współpracownicy, którzy zawsze… Władze, które zazwyczaj… Bliscy, którzy tak często… My sami.
Bo kiedy ta wajcha przeskoczy u nas? Mówimy tak czasem: że silnik zaskoczył, że dziecko w końcu zaskoczyło, ucząc się czytać. Zaskoczyć, czyli wpaść we właściwe miejsce i zaczną prawidłowo działać. Kiedy to się w końcu w nami stanie? Narzędzia są, wspomagacze również, tryb właściwy nastawiony… Mamy cierpliwie czekać? Dostrzec w mozole budowanie katedry? Niby jak?!
Jest taki świetny tekst biblijny trafiający w sedno naszego patrzenia na świat. W sedno tej koniecznej (?) rozwagi, która nie spodziewa się dobra, a kłopotów. Kontekst: opowieść o Naamanie, trędowatym wodzu wojsk aramejskich, który postanawia udać się w dalekie strony, szukając ratunku. Wiezie list od króla Aramu, w którym władca nakazuje wyleczyć swojego protegowanego. Król Izraela czyta go i rozdziera szaty, podejrzewając w tym piśmie drugie dno: „Tylko dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze mną?”. Wiemy jednak jak ta historia się kończy…
Może nie trzeba nam czekać, zabiegać, prosić: to wydarza się i tak. Boża obecność, dobro, łaska, sens – są. Niezależnie od naszej wiedzy czy gotowości. Całego zgiełku wokół.
Katarzyna Solecka - "wiara.pl"
 19
O naśladowaniu Chrystusa
KSIĘGA IV, GORĄCA ZACHĘTA DO KOMUNII ŚWIĘTEJ
GŁOS CHRYSTUSA:
Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię Mt 11,28 – mówi Pan. Chlebem, który ja dam, jest ciało moje za życie świata J 6,51.
Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje, które za was będzie wydane Mt 26,26; Mk 14,22. To czyńcie na moją pamiątkę 1 Kor 11,24; Łk 22.19.
Kto pożywa moje ciało i pije moją krew, we mnie mieszka, a ja w nim J 6,57. Słowa, które ja wam powiedziałem, są duchem i życiem J 6,63.
Rozdział I Z JAK WIELKĄ CZCIĄ POWINNO SIĘ PRZYJMOWAĆ CHRYSTUSA
GŁOS UCZNIA:
1. To Twoje słowa, Chryste, Prawdo wieczna, chociaż nie w jednym czasie wymówione i nie w jednym miejscu zapisane. Ale dlatego, że są Twoje i prawdziwe, powinienem je przyjąć z wiarą i wdzięcznością. Są Twoje, Ty je wypowiedziałeś, ale także i moje, bo wyrzekłeś je dla mojego zbawienia. Chętnie przyjmuję z Twoich ust, aby jak najgłębiej zapadły mi w serce.
Wzruszają mnie te słowa pełne litości, łagodności i miłości, ale lękiem przejmują mnie własne winy i przed przyjęciem tak wielkiej tajemnicy powstrzymuje nieczyste sumienie. Zachęca łagodność Twoich słów, ale obciąża tyle moich występków.
2. Każesz mi, abym zbliżył się do Ciebie z wiarą, jeżeli chcę mieć wspólną cząstkę z Tobą J 13,8, i abym przyjął pokarm nieśmiertelności, jeżeli pragnę otrzymać życie wieczne i chwałę. Przyjdźcie do mnie wszyscy – mówisz – którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię Mt 11,28.
Jakże łagodnie, jak miło brzmią w uszach grzesznika słowa, w których Ty, Panie, Boże mój, zapraszasz mnie, nędznego i ubogiego, do Komunii Twojego świętego Ciała. Lecz kimże ja jestem, Panie, abym ośmielał się zbliżyć do Ciebie? Jakże to, niebiosa nie mogą Cię ogarnąć 1 Krl 8,27, a Ty mówisz: Przyjdźcie do mnie wszyscy?!
3. Do czego zmierza ta troskliwa łaskawość, to przyjacielskie zaproszenie? Jakże odważę się przyjść, skoro wiem, że nie ma we mnie nic dobrego, co by mnie mogło ośmielić? Jakże wprowadzę Cię do swojego domu Pnp 8,2, ja, który tak często obrażałem Twoje najlepsze Oblicze?
Kłaniają Ci się aniołowie i archaniołowie, w lęku stoją przed Tobą święci i sprawiedliwi, a Ty mówisz: Przyjdźcie do mnie wszyscy? Gdybyś Ty sam, Panie, tego nie powiedział, któż uwierzyłby w prawdę tych słów? Gdybyś Ty sam nie rozkazał, któż próbowałby się przybliżyć?
4. Patrzmy – Noe, mąż sprawiedliwy, sto lat pracował przy budowie arki, aby uratować siebie i garstkę istnień Rdz 6,9; 1 P 3,20, a ja jakże zdołam w ciągu jednej godziny przygotować się, by przyjąć z należna czcią Budowniczego świata? Joz 1,15. Mojżesz, Twój wielki sługa i wybrany przyjaciel Syr 45,1, sporządził skrzynię z najtrwalszego drzewa i obił ja szczerym złotem Wj 25,5.10-11, aby złożyć w niej tablice przykazań, a ja, nietrwała istota, śmiałbym Ciebie, Twórcę przykazań i Dawcę życia, przyjąć ot, tak sobie?
Salomon, najmądrzejszy z władców Izraela, przez siedem lat wznosił wspaniałą świątynię 1 Krl 6,38 na chwałę Twego imienia, a przez osiem dni świętował jej otwarcie 2 Mch 2,12; 1 Krl 8,66, złożył tysiące ofiar błagalnych 1 Krl 3,4, nim Arkę Przymierza ustawił uroczyście przy dźwięku trąb i triumfalnych okrzyków na miejscu dla niej przeznaczonym 2 Sm 6,15.17. A ja nieszczęsny i najnędzniejszy z ludzi, jakże wprowadzę Ciebie do swego domu Pnp 3,4, skoro wiem, że ledwie pół godziny będę Ci mógł poświęcić? I oby choć raz rzeczywiście pół godziny!
Tomasz a Kempis - 'O naśladowaniu Chrystusa'

 

 

16

 

Święci i błogosławieni w tygodniu

 

Dzisiejsi patroni:

 

św. Apolonii, dziewicy i męczennicy (+ 248/249); bł. Anny Katarzyny Emmerich, dziewicy (+ 1824); św. Ansberta, biskupa (+ 693); św. Cyryla, biskupa Aleksandrii (+ 441); bł. Euzebii Palomino Yenes, dziewicy (+ 1935); bł. Jakuba Cusmano, prezbitera (+ 1888); bł. Leopolda z Alpandeire, zakonnika (+ 1956); bł. Mariana Szkota, opata (+ 1083/1086?); świętych diakonów i męczenników Pryma i Donata (+ 361); św. Sabina, biskupa (+ pocz. VI w.)

 

9 lutego - św. Apolonia, dziewica i męczennica

9 lutego - bł. Marian Szkot, opat

9 lutego - bł. Anna Katarzyna Emmerich, dziewica

9 lutego - bł. Euzebia Palomina Yenes, dziewica

9 lutego - bł. Leopold z Alpandeire, zakonnik

10 lutego - św. Scholastyka, dziewica

10 lutego - bł. Alojzy Wiktor Stepinac, biskup

11 lutego - Najświętsza Maryja Panna z Lourdes

11 lutego - św. Grzegorz II, papież

11 lutego - św. Benedykt z Anianu, opat

11 lutego - św. Teodora II, cesarzowa

12 lutego - bł. Reginald z Orleanu, prezbiter

12 lutego - bł. Humbelina, mniszka

12 lutego - św. Melecjusz, patriarcha

12 lutego - bł. Józef Eulalio Valdés, zakonnik

13 lutego - bł. Jordan z Saksonii, zakonnik, prezbiter

13 lutego - św. Eulogiusz, patriarcha

14 lutego - święci Cyryl, mnich, i Metody, biskup, patroni Europy

14 lutego - św. Walenty, biskup i męczennik

15 lutego - św. Klaudiusz de la Colombiere, prezbiter

15 lutego - bł. Michał Sopoćko, prezbiter

15 lutego - św. Zygfryd, biskup

16 lutego - św. Daniel, męczennik

16 lutego - św. Juliana, dziewica i męczennica

16 lutego - bł. Piotr z Castelnau, mnich i męczennik