W BLASKU MIŁOSIERDZIA


47/993 – 10 listopada 2024 r. B.  


INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA

 

 9

 

Niedziela, 10 listopada 2024 r.

 

XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA (B)

 
 
Czytania na niedzielę
Pierwsze czytanie: 1 Krl 17,10-16
Psalm: Ps 146
Drugie czytanie: Hbr 9,24-28
Ewangelia: Mk 12,38-44
 
Ewangelia
     Wdowi grosz - Mk 12, 38-44
✠ Słowa Ewangelii według Świętego Marka
   Jezus, nauczając rzesze, mówił: «Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok».
   Potem, usiadłszy naprzeciw skarbony, przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz.
   Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała na swe utrzymanie».
 
 
 11
 
 
Komentarz na dzisiejszą niedzielę 
   Co znaczy być uczniem Jezusa? Co znaczy iść za Nim Jego drogą? Ewangelia tej niedzieli to kolejna część odpowiedzi na to niezwykle ważne pytanie. Konkretniej, o trudnościach, jakie na tej drodze chrześcijanin będzie spotykał. Dziś będzie nią nieumiejętność spojrzenia na ludzi oczyma Boga.
   Ważniejsze niż dać Bogu wiele jest dać wszystko. Choćby było to niewiele. To chyba główna myśl czytań tej niedzieli. I mniej niż o dobra materialne chodzi tu o życie. Nie można być chrześcijaninem tylko częściowo, nie można dać Bogu "wiele" zachowując dla siebie jakieś obszary pogaństwa.
   Stojąca przed widmem śmierci głodowej wdowa z Sarepty Sydońskiej, wdowa wrzucająca do świątynnej skarbony jeden grosz... Dały Bogu wszystko? Dały obiektywnie bardzo niewiele, ale ostatnie, co miały. Postawione pod ścianą zaufały, ze jeśli oddadzą Bogu swoje ostatnie zabezpieczenie, to Bóg się o nie zatroszczy. Pytanie: na ile szukając zabezpieczeń dla siebie gotowi jesteśmy pozostać wierni Bogu.
   Wśród porzekadeł modnych, a niezbyt mądrych, można się spotkać z takim pesymistycznym hasłem: „Nie warto być dobrym”. Na kolejne pytanie: dlaczego? – ten, kto takie zdanie wygłasza, zazwyczaj odpowie: „bo ludzie się na tym nie poznają, i nie okażą za to wdzięczności”. Motywacja to po części zrozumiała, ale nie wysokiego poziomu. Bóg tę sprawę ocenia zupełnie inaczej. I tę inną Bożą ocenę przedstawia nam Kościół w czytaniach dzisiejszej niedzieli. Czyni zaś to zgodnie z pedagogią eschatologiczną schyłku roku kościelnego. Mianowicie jest to zachęta do czynienia dobrze jako uzupełnienie i przeciwwaga do nastrojów apokaliptycznych, nieco przerażających, wywołanych opisami sądu ostatecznego, jakie usłyszymy w następną niedzielę. Kościół nie chce wywoływać w nas jednostronnej obawy o swój los.
 
 
 6
 
 
W dzisiejszym numerze
- Narodowe Święto Niepodległości
- Niepodległa do Hymnu
- Życie powierzone
- Dzielenie się sobą
- Znak chleba. I dzielenia się nim
- Szczególne zadanie naszej posługi
- Jak osiągnąć spokój ducha i dążyć do doskonałości
- Trzy etapy życia
- Obrońca jedności Kościoła - św. Leon Wielki
- Chwyć się wiary, a AI cię nie pożre
- W katedrze Notre-Dame ponownie zabiły dzwony
- Święci i błogosławieni w tygodniu

 

 

 

 5

 

Narodowe Święto Niepodległości

105 lat temu urzeczywistniły się marzenia narodu polskiego o długo wyczekiwanej wolności po tym, gdy wskutek rozbiorów pod koniec XVIII w. Rzeczpospolita zniknęła z mapy Europy. Odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 r. po 123 latach zaborów było wynikiem nie tylko sprzyjających okoliczności dziejowych, ale także ofiary krwi, poświęcenia i pracy wielu pokoleń Polaków. O Niepodległą walczyli w wojnach napoleońskich, zrywach narodowowyzwoleńczych i I wojnie światowej, jak również podejmowali codzienny trud zachowania polskiej tożsamości na terenach pod panowaniem zaborców i na emigracji.

10 listopada 1918 r. z więzienia w Magdeburgu do Warszawy powrócił Józef Piłsudski. 11 listopada po kapitulacji Niemiec zakończyła się Wielka Wojna. Tego dnia Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu władzę wojskową, zaś 14 listopada także cywilną. 16 listopada Wódz Naczelny w nocie telegraficznej zawiadomił państwa zachodnie o powstaniu niepodległej Polski, a 18 listopada powołał pierwszy rząd z premierem Jędrzejem Moraczewskim na czele. Jednak był to początek drogi, bowiem walki o granice i kształt polskiego terytorium trwały do 1921 r.

W II RP rocznicę odrodzenia Polski świętowano na mocy zwyczaju, do 1936 r. na ogół w formie uroczystości o charakterze wojskowym. Święto Niepodległości zostało oficjalnie ustanowione w ostatnich latach okresu międzywojennego. „Dzień 11 listopada, jako rocznica odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu państwowego i jako dzień po wsze czasy związany z wielkim imieniem Józefa Piłsudskiego, zwycięskiego Wodza Narodu w walkach o wolność Ojczyzny – jest uroczystym Świętem Niepodległości” – czytamy w ustawie z 23 kwietnia 1937 r. Usankcjonowała ona kilkunastoletnią praktykę organizowania obchodów właśnie 11 listopada.

Uroczystości z okazji ustanowionego formalnie na 11 listopada Święta Niepodległości miały miejsce przed II wojną światową jedynie dwa razy – w 1937 i 1938 r. Pod okupacją niemiecką i sowiecką zostało ono zakazane i było celebrowane w konspiracji. Pamięć o rocznicy odzyskania niepodległości ze świadomości społecznej próbowały usunąć także władze komunistyczne, które w 1945 r. zniosły Święto Niepodległości. Przywrócono je pod koniec PRL w okresie transformacji ustrojowej w 1989 r.

Narodowe Święto Niepodległości jest okazją do manifestowania patriotycznych postaw oraz przywiązania do Ojczyzny, polskiej historii i tradycji. Miliony Polaków w tym dniu przystrajają swoje domy biało-czerwonymi flagami. 11 listopada należy do najważniejszych dat w polskim kalendarzu. Centralne obchody państwowe odbywają się w stolicy przed Grobem Nieznanego Żołnierza na placu Piłsudskiego.

 

 

3

 

„Niepodległa do Hymnu”:

zaśpiewajmy razem Mazurka Dąbrowskiego 11 listopada

W ramach obchodów Święta Niepodległości, które przypada 11 listopada, już po raz siódmy odbędzie się akcja „Niepodległa do Hymnu”. Akcja zainicjowana przez Biuro Programu „Niepodległa” ma na celu zjednoczenie Polaków na całym świecie we wspólnym śpiewaniu hymnu państwowego, Mazurka Dąbrowskiego.

Akcja „Niepodległa do Hymnu” zachęca wszystkich, bez względu na miejsce pobytu, do włączenia się w wspólne śpiewanie Mazurka Dąbrowskiego o godzinie 12:00 w samo południe 11 listopada. Od momentu jej powstania, co roku około 1000 podmiotów z sześciu kontynentów dołącza do tej inicjatywy, tworząc jedną wielką, biało-czerwoną rodzinę.

 

4

 

Jak dołączyć do akcji?

Aby wziąć udział w akcji, wystarczy zaplanować wspólne śpiewanie Mazurka Dąbrowskiego, dodać wydarzenie na mapę za pomocą formularza online dostępnego na stronie niepodlegla.gov.pl, i 11 listopada o 12:00 zaśpiewać razem wszystkie cztery zwrotki hymnu. Wydarzenia mogą odbywać się podczas oficjalnych uroczystości państwowych, jak i w ramach lokalnych wydarzeń w kraju i za granicą.

W poprzednich latach wielu Polaków dołączało do akcji nieraz  w dość nietypowych okolicznościach. Od morsów śpiewających podczas kąpieli w jeziorze Dywity, po wędrowców na szczycie Śnieżki, sportowców i kibiców na meczach siatkówki, a także gości festynów i imprez na rynkach polskich miast i miasteczek.

Akcja „Niepodległa do Hymnu” to wyjątkowa okazja, by razem świętować jeden z najważniejszych dni w historii Polski i pokazać, że niezależnie od miejsca zamieszkania, jesteśmy jedną biało-czerwoną rodziną. Nie wahajcie się dołączyć do tej pięknej tradycji i zaśpiewać razem Mazurka Dąbrowskiego 11 listopada 2024 roku.

„Aleteia.pl”

 

 

10

 

Życie powierzone

Uboga wdowa wrzuciła do świątynnej skarbony dwa pieniążki i w ten sposób ofiarowała Bogu „wszystko, co miała na swe utrzymanie”. Słowo „utrzymanie” to w oryginale bios, co dosłownie oznacza także po prostu życie. Ona w geście zaufania i ofiary powierzyła Bogu całe swoje życie. Więcej już nie miała – od tej chwili była zdana wyłącznie na Jego opiekę.

Podobnie wdowa z Sarepty, o której słyszymy w pierwszym czytaniu, na prośbę proroka oddała resztkę swoich zapasów, czyli garść mąki i odrobinę oliwy. Wiemy z wcześniejszego fragmentu księgi, że zrobiła to ze względu na Boga (por. 1 Krl 17,9). Oddała wszystko, co miała na utrzymanie w czasie głodu, ufając słowu proroctwa, że będzie ocalona.

Czy Chrystus nie jest podobny do obu tych kobiet? Wszystko, co ma, całe swoje życie, powierza ufnie Ojcu „przez ofiarę z samego siebie” (Hbr 9,26). Jego ufność nie zostaje zawiedziona podobnie jak ufność wdowy z Sarepty i – jak można się domyślać – wdowy opisanej w Ewangelii.

Przeciwnie – prowadzi do zmartwychwstania i do zbawienia wielu.

My też jesteśmy zaproszeni do ufnego powierzania życia Bogu. Wiele miejsc w Piśmie Świętym o tym mówi. O tym, by starać się najpierw o królestwo Boże i Jego sprawiedliwość (por. Mt 6,33). O tym, by wszystkie troski ufnie „przerzucić na Boga”, bo Jemu zależy na nas (1 P 5,7). O tym, byśmy swoje ciała dawali jako „żywą i świętą ofiarę” (Rz 12,1). Biblii wtóruje liturgia Kościoła, w której często znajdujemy zachęty do ufności Bogu lub tę powracającą wielokrotnie w ciągu roku mszalną modlitwę nad darami, w której celebrans prosi: „Miłosierny Boże, uświęć te dary, złożone jako znak ofiary duchowej, i spraw, abyśmy sami stali się wieczystym darem dla Ciebie”. Chleb i wino, podobnie jak dwa pieniążki wdowy z Ewangelii, mają się stać znakiem naszej wewnętrznej postawy i powierzenia życia Bogu.

A za tym ukierunkowaniem na Boga i zawierzeniem Mu idzie obietnica błogosławieństwa, obietnica, że „wszystko inne będzie nam dodane” (por. Mt 6,33). A życie Chrystusa ją potwierdza.

Michał Golubiewski OP –„wdrodze.pl”

 

 

12

 

Dzielenie się sobą

Søren Kierkegaard (1813–1855), duński teolog i filozof, zilustrował postawę biblijnych dwulicowców taką opowieścią:

Pewien Europejczyk wyjechał na Daleki Wschód i zakochał się po uszy w pięknej Chince. Wróciwszy do domu, czekał z utęsknieniem na jakiś list od ukochanej. Po pewnym czasie przyszedł wyczekiwany list – pisany chińszczyzną. Nic z tego nie rozumiał, ale wiedział, że jest to znak odwzajemnionej miłości. Poświadczył mu to zresztą tłumacz przysięgły. Pośrednictwo trzeciej osoby nie było jednak najwygodniejszym rozwiązaniem, więc zaczął sam studiować język chiński. Miłość pchała go do szybkiego postępu w nauce. I już po paru latach mógł swobodnie odczytywać chińskie znaki. Ale Europejczyk tak się rozmiłował w tym egzotycznym języku, że wkrótce został profesorem i docentem na katedrze literatury chińskiej. Niestety, w tym czasie zdążył zapomnieć o zasadniczej przyczynie nauki owego obcego języka. Zakochał się w literze, a zapomniał o sercu; oddał się nauczaniu, a przestał być tym, który kocha.

Jakże trafnie ta opowieść ukazuje dzisiejsze przesłanie z Ewangelii. To właśnie uboga wdowa zrozumiała sens bycia hojną. Jak zanotował św. Marek: „wszyscy wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie” (Mk 12).

Andre Save, autor wielu homilii, pisał kiedyś, komentując dzisiejszy fragment Ewangelii:

Zadziwiająca arytmetyka. Z jednej strony wielkie sumy, a z drugiej dwa pieniążki. A jednak Jezus stwierdza: te grosiki mają większą wartość niż wielkie pieniądze innych. Wtedy właśnie pada rozróżnienie, którego nie znosimy, ponieważ nas oskarża i drażni: to, czego zbywa, i to, co niezbędne. Chcielibyśmy sądzić, że jesteśmy hojni, kiedy dajemy – zwłaszcza jeśli dajemy wiele – ale wiemy doskonale, że dopóki nasza hojność nie ingeruje w to, co niezbędne do życia, dalecy jesteśmy od ewangelicznego szaleństwa. Dotknięci łaską, próbujemy czasami uczynić cztery kroki w rozróżnieniu pomiędzy tym, co jest nam naprawdę konieczne do życia, a tym, co możemy ewentualnie poświęcić. Mamy nareszcie ochotę być nieco szaleni, moglibyśmy właściwie oddać ten komplet, ten mebel, tę sumę pieniędzy – nie umrzemy z tego powodu. Ale powstrzymuje nas myśl: „A jeśli jutro mi tego zabraknie?”. I piękny płomień hojności gaśnie. Ten ogień może płonąć jedynie dzięki wierze. Wdowa, którą podziwia Jezus, jest tak uboga, że można się obawiać najgorszego, ale jest ona bogata wiarą – i to właśnie wiara budzi w niej radość, kiedy widzi, jak znikają jej ostatnie grosiki (A. Save, Homilie, Kraków 1999).

Te piękne i dosadne słowa ukazują sens ludzkiego dzielenia się sobą. Niestety, współczesny człowiek coraz więcej oblicza i bawi się w życiową arytmetykę. Coraz mniej jest miejsca na spontaniczne obdarowanie drugiego. W kontekście współczesnych czasów warto w owych dwóch pieniążkach odczytać jeszcze jedną symbolikę. Pomoże nam w tym filipińska legenda, która opowiada, jak to pewien król miał dwóch synów i – przeczuwając swój bliski koniec – chciał ustanowić jednego z nich następcą tronu. W tym celu przywołał ich pewnego ranka do siebie i wręczył każdemu po pięć srebrników. Powiedział przy tym: „Waszym zadaniem jest zapełnić za te pieniądze szopę w zamku. Do wieczora macie czas! Czym ją zapełnicie, to jest wasza sprawa!”. Starszy syn zabrał się do dzieła od razu: przechodząc koło pola, gdzie robotnicy zbierali akurat trzcinę cukrową i zwozili ją do prasy, wpadł na pomysł, że można przecież ojcowską szopę „nafaszerować” ową bezużyteczną wyciśniętą trzciną cukrową. Pogadał z kierownikiem robót i późnym popołudniem szopa była już pełna „cukrowej słomy”. Wkrótce zjawił się też młodszy syn. Poprosił tylko, aby opróżniono szopę. Tak się też stało. Wtedy postawił na środku szopy świecę i zapalił ją. Jej blask wypełnił całe pomieszczenie, aż do ostatniego kąta. Stary monarcha zwrócił się wtedy do tego młodszego: „Ty będziesz moim następcą. Twój brat wydał pięć srebrników, aby zapełnić szopę bezużytecznym materiałem. Ty nie wydałeś nawet srebrnika, a szopa jest pełna światła. Napełniłeś ją tym, czego ludzie potrzebują!”.

Owym światłem jest Chrystus, którym można obdarzać innych poprzez gesty i słowa pełne miłości. Trzeba pamiętać, że zwrot ku drugiemu człowiekowi, ku bliźniemu stanowi jeden z głównych owoców szczerego nawrócenia. Człowiek wychodzi ze swojego egoistycznego bycia dla siebie i zwraca się ku innym, czuje potrzebę bycia dla współbraci.

Świętej pamięci bp Jan Chrapek, pisząc kiedyś list do wolontariatu, apelował:

Dzielmy się miłością, aby otaczający nas świat ludzi wszelako potrzebujących stał się piękniejszy i bardziej braterski, a dobro wspólne mogło być nie tylko bronione, ale także wzbogacane naszą odpowiedzialną troską inspirowaną wrażliwością serca kształtowanego Ewangelią. Tylko bowiem w ten sposób uratujemy nadzieję i tym, z którymi wspólnie zamieszkujemy przestrzenie współczesnego świata, damy motywy nadziei, bez których trudno żyć i myśleć o przyszłości. W ten sposób nakreślamy także ramy „nowej wyobraźni miłosierdzia”, której tak bardzo nam dziś potrzeba. Szczególnie tej „nowej wyobraźni miłosierdzia” potrzebuje współczesny świat, także ten polski. Dzielenie się najpiękniej rozumianą miłością staje się dzisiaj imperatywem moralnym i najgłębszą potrzebą. Bez tego wysiłku nie zrealizujemy marzeń o lepszej przyszłości i nie potrafimy żyć w demokracji, czyniąc ją prawdziwie przyjazną człowiekowi.

Obyśmy umieli dzielić się sobą z drugim człowiekiem, bo tylko wtedy pokonamy własną słabość i staniemy się naśladowcami Boga.

ks. Janusz Mastalski – „Ekspres Homiletyczny”

 

 

13

 

Znak chleba. I dzielenia się nim

Dlaczego chleb? Dlaczego Jezus podczas Eucharystii staje się chlebem? Trudno na takie pytanie odpowiedzieć inaczej, niż stwierdzeniem „bo tak sam chciał”. Warto jednak w tym kontekście przyjrzeć się symbolice chleba. Bo to, że Bóg, Jezus, dla nas staje się Chlebem, to ważny dla nas znak.

Chleb to nie pokarm nomadów czy zbieraczy. To pokarm ludzi osiadłych. Rolników i mieszkających w miastach, którzy u rolników mogli się w mąkę zaopatrzyć. W przemieszczających się z miejsca na miejsce społecznościach pasterskich, a zwłaszcza już utrzymujących się ze zbieractwa czy łowiectwa, o chleb znacznie trudniej. Bez znaczenia? Niekoniecznie. Chleb jawi się przez to jako znak pewnej stabilizacji, pewnego spokoju. To drugie wzmacnia drugie, dość oczywiste spostrzeżenie, że uprawa roli wymaga pokoju. Gdy maszerują wojska, gdy toczone są bitwy, uprawy są niszczone. I chleba szybko może zacząć brakować.

Intuicje te odnaleźć można także w tym, jak „chleb” funkcjonuje na kartach Biblii. To najbardziej podstawowy pokarm. Nie jest to jednak pokarm biedaków. Tym nieraz chleba może brakować. Nie jest to też jednak pokarm bogaczy. Ci mają inne przysmaki. „Jeść chleb” znaczy na kartach Biblii często tyle, co nie biedować, mieć to co najważniejsze, choć bez nie wiadomo jakich zbytków. Bywa wiec też, zwłaszcza w powiązaniu z faktem uprawy roli, jakimś znakiem czasów pokoju, braku poważniejszych bytowych trosk. 

Przypomnieć warto w tym kontekście mannę, którą żywili się Izraelici podczas wyjścia z Egiptu. „Chleb z nieba, na kształt deszczu” (Wj 16), bo ziarna, które służyły do wyrobu mąki, a potem chleba (dobrze: podpłomyków, placków) nie zbierano z upraw, ale znajdowano na pustyni po wyparowaniu porannej rosy. Nie był to pokarm wykwintny. Izrael narzekał później, że „nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny” (Lb 21) choć prosty, jednak był, pozwalał przeżyć.

Podobnie warto przypomnieć historię z Eliaszem i wdową z Sarepty Sydońskiej; wdowa decydując się najpierw nakarmić Eliasza, a potem czekać na obiecany cud, nie zawiodła się. Mąki w dzbanie nie zabrakło, podobnie jak w baryłce oliwy. Nie można powiedzieć, by dzięki temu Eliasz, wdowa i jej syn mogli nie wiadomo jak ucztować, ale do przeżycia wystarczyło. No i nie sposób nie wspomnieć o dwukrotnie rozmnażającym chleb Jezusie. Nie wchodząc w teologię tych wydarzeń można zauważyć, że głodni nie zostali przez Jezusa nakarmieni nie wiadomo czym, ale to im wystarczyło.

AJM – „wiara.pl”

 

 

14

 

Szczególne zadanie naszej posługi

Choć cały Kościół Boży został uporządkowany według stopni, tak aby różnorodność członków przyczyniała się do zachowania całości Mistycznego Ciała, to jednak – jak powiada Apostoł - "wszyscy stanowimy jedno w Chrystusie". Nikt też nie jest oddzielony od drugiego spełnianym urzędem tak dalece, aby najmniejsza nawet część ciała pozbawiona była łączności z Głową. Tak więc, umiłowani, w jedności wiary i chrztu szczycimy się jedną wspólnotą oraz wspólną godnością według natchnionych słów świętego Piotra Apostoła: "Wy zaś jako żywe kamienie jesteście budowani jako duchowa świątynia, święte kapłaństwo dla składania duchowych ofiar przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa", i dalej: "Wy jesteście plemieniem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem na własność Bogu przeznaczonym".

Wszystkim, odrodzonym w Chrystusie, znak krzyża nadaje godność królewską, namaszczenie zaś Duchem Świętym wyświęca na kapłanów. Wszyscy zatem chrześcijanie pełni Ducha i mądrości powinni mieć świadomość, że przysługuje im, z wyjątkiem szczególnego zadania naszej posługi, godność królewska oraz udział w urzędzie kapłańskim. Cóż bowiem jest bardziej królewskiego niż to, że dusza Bogu oddana potrafi kierować swoim ciałem? I cóż jest bardziej kapłańskiego, jak poświęcić Panu czyste sumienie i złożyć na ołtarzu serca nieskalaną ofiarę pobożności? A chociaż dzięki łasce Bożej wszystko to jest własnością wszystkich, to jednak jest rzeczą świętą i chwalebną, abyście się radowali rocznicą mego wyniesienia jakby swoją własną chwałą. W ten sposób niechaj w całym Kościele doznaje czci jeden sakrament kapłaństwa, który wraz z wylaniem świętego oleju obficiej wprawdzie spłynął na wyższe stopnie, ale też nieskąpo zstąpił na niższe.

Przeto, umiłowani, jeśli uczestnictwo w tym wielkim darze stanowi dla nas podstawę do wspólnej radości, to jednak nasza radość będzie bardziej prawdziwa i wzniosła, jeśli nie będziecie zwracać uwagi na naszą skromną osobę, ale raczej całą bystrością umysłu rozważać będziecie chwałę świętego Piotra. Niechaj ten dzień będzie poświęcony nade wszystko temu, na którego Źródło wszelkich łask wylało swe obfite dary. Wiele otrzymał on sam, a nikt nie dostąpił czegokolwiek bez jego pośrednictwa, pomimo iż Słowo Wcielone zamieszkało już pośród nas i Chrystus ofiarował już siebie dla zbawienia rodzaju ludzkiego.

Kazanie św. Leona Wielkiego, papieża - (Kazanie 4, 1-2)

 

 

15

 

Jak osiągnąć spokój ducha

i dążyć do doskonałości

1.Moglibyśmy cieszyć się pełnym pokojem, gdybyśmy nie zajmowali się ciągle tym, co do nas nie należy, co kto powiedział lub zrobił. Jak może trwać w pokoju ktoś, kto nieustannie miesza się do cudzych spraw? Kto na zewnątrz szuka rozrywki? Kto niewiele i rzadko skupia się w sobie? Błogosławieni prości, albowiem oni osiągną pokój Prz 28,20.

2. Dlaczego niektórzy święci byli tak doskonali i tak skupieni? Bo starali się tak siebie umartwić, by zdławić w sobie wszystkie ziemskie pragnienia i dzięki temu mogli całym żarem serca przylgnąć do Boga i uzyskać prawdziwą wolność ducha.

My zaś ciągle jeszcze zajmujemy się własnymi uczuciami i nazbyt troszczymy się o to, co przemija. Rzadko udaje nam się pokonać choć jedną naszą wadę i nie ma w nas żarliwości codziennego doskonalenia się, jesteśmy chłodni albo letni.

3. Gdybyśmy całkowicie umarli dla siebie samych, a mniej byli wewnętrznie uwikłani, moglibyśmy pojmować nawet rzeczy Boże i w zachwycie doświadczać już tchnienia niebios. Jedyną i największą naszą przeszkodą jest to, że nie jesteśmy wolni od uczuć i pożądań i nie próbujemy nawet wstąpić na drogę doskonałości świętych. Wystarczy najmniejsza przeszkoda, a od razu załamujemy się i szukamy wytchnienia u ludzi Mt 16,23; Mk 8,33.

4. Jeśli tylko jak dzielni rycerze spróbujemy trwać w boju, to na pewno ujrzymy, jak z góry Pan śpieszy nam z pomocą. On jeden bowiem potrafi wesprzeć walczących i tych, którzy ufają Jego łasce, bo On sam wyzywa nas do boju, aby dać nam szansę zwycięstwa 2 Krn 20,17. Jeśli religia polegać będzie dla nas tylko na zewnętrznym przestrzeganiu przepisów, wkrótce wyczerpie się pobożność. Lecz my przyłóżmy siekierę do pnia, aby oczyścić się ze zbędnych pragnień i zdobyć spokój ducha Mt 3,10.

5. Przypuśćmy, że co roku wykorzenimy z duszy jedną wadę. Niedługo osiągniemy doskonałość. Lecz z nami dzieje się czasem odwrotnie. Lepsi i czystsi bywamy na początku naszego nawrócenia niż po latach powołania.

Nasza żarliwość i nasz rozwój powinny codziennie wzrastać, a dzisiaj zdaje się niekiedy, że to już wiele, jeśli kto potrafi zachować choć cząstkę swojej pierwszej gorliwości. Jeśli na początku zdołamy się trochę przełamać, to z czasem wszystko będzie nam przychodzić lekko i radośnie.

6. Trudno jest pozbyć się złych nawyków, a jeszcze trudniej postępować wbrew własnej woli. Ale jeżeli nie zwyciężysz w rzeczach drobnych i łatwych, jakże poradzisz sobie z trudniejszymi? Już na początku staraj się opanować swoje skłonności i pozbyć się złych nawyków, bo inaczej powoli zabrniesz w prawdziwe trudności.

Jeżeli to zrozumiesz, o, jaki spokój cię ogarnie, jaką radość sprawisz innym, ile przybędzie ci żarliwości w nieustannym duchowym doskonaleniu się.

KSIĘGA I, Zachęty pomocne do życia duchowego – Rozdział XI.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

 Biblia pyta:

Kiedy się zgromadzi cały Kościół i wszyscy poczną korzystać z daru języków, a wejdą podczas tego ludzie prości oraz poganie, czyż nie powiedzą, że szalejecie?

1 Kor 14,23

Pokutę mamy odprawiać z radością, a to dlatego, że tak łatwym sposobem możemy zgładzić grzechy, przez które zasłużyliśmy na wieczne potępienie.

Św. Jan Maria Vianney, O zadośćuczynieniu, pokucie i umartwieniu

Nigdy nie mów, że jesteś na diecie. – H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

 

 

16

 

Trzy etapy życia

Autor Listu do Hebrajczyków przypomina o dwu interwencjach Syna Bożego w losy ludzkości. Pierwsza polegała na tym, że przybył z domu Ojca, aby przez swoją ofiarę zgładzić grzechy wielu, druga będzie polegać na zbawieniu tych, którzy Go oczekują.

Takie czytelne ukazanie sytuacji pomaga nam w odkryciu trzech etapów naszego życia. Etap grzechu, z którego wyprowadza nas chrzest i akt naszej wiary. To jest zawsze moment, w którym Bóg wypełnia nas swoją łaską i włącza w życie Trójcy Świętej. Niezależnie od tego, w jakim momencie życia przyjmujemy chrzest, jego owoce są zawsze takie same. Jedynie ilość grzechów przebaczanych niemowlakowi jest mniejsza niż w przypadku człowieka doświadczonego życiem, który należał do świata i żył jego prawami.

Po chrzcie rozpoczyna się etap zmagania się na tej ziemi z tym, by dochować wierności Bogu i ocalić w sobie życie nadprzyrodzone. To etap walki z licznymi pokusami. One bowiem chcą nas odzyskać dla świata grzechu. Istotną sprawą jest świadomość zagrożenia życia Bożego w naszych sercach. Im wyraźniej to widzimy, tym łatwiej odnosimy zwycięstwo nad pokusami.

Etap trzeci to spotkanie z Chrystusem na progu zbawienia i wejście w świat czystej miłości i świętości. W tym świecie pokusa już nie atakuje. Oczywistość wartości Bożego Ducha tak przenika ciało i ducha, że szczęście wypełnia każdą komórkę zmartwychwstałego ciała i każdą władzę ducha.

W modlitwie Ojcze nasz jest zawarte przypomnienie tych trzech etapów naszego ewangelicznego życia. Warto na to w tym tygodniu zwrócić uwagę.

Ks. Edward Staniek – „Ekspres Homiletyczny”

 

 

17

 

Jaka jest moja wiara?

Nieważne, która drużyna była lepsza, ale która strzeliła więcej bramek. Można być w posiadaniu piłki prawie cały mecz i przegrać, bo przeciwnikowi wyjdzie jeden kontratak – o tej piłkarskiej prawdzie wiedzą bardzo dobrze zawodnicy, trenerzy i teoretycy futbolu. W piłce nożnej chodzi bowiem o liczbę zdobytych bramek. Podobny rachunek obowiązuje w ekonomii: lepszym partnerem jest ten, na którego rachunku widnieje większa suma, od tego, który ma tylko dobre pomysły. W każdej z tych sytuacji kryterium sukcesu stanowi odpowiedź na pytanie rozpoczynające się od słowa „ile”. Takie są zasady doczesności.

A Ewangelia? Czy życie wiarą można opisać za pomocą podobnego mechanizmu? Jeżeli tak miałoby być, to na próżno byłoby szukać pochwały ubogiej wdowy z dzisiejszej liturgii słowa. Jeżeli chodziłoby tylko o ilość, to z pewnością znalazłaby się ona po stronie przeciwników Boga, a bogaci uczeni w Piśmie staliby się filarami Kościoła. Tymczasem Chrystus mówi: „Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony”. Jak to najwięcej? Przecież tylko dwa pieniążki! „Wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie” – odpowiada Jezus. Czego uczy nas to biblijne opowiadanie?

Po pierwsze tego, że wiary nie buduje się na ilości zasług, lecz na wielkości serca. Nie chodzi o odpowiedź na pytanie: „Ile ktoś zrobił?”, ale: „Dlaczego to wszystko robił?”. Wiemy, że można sponsorować największe remonty i imprezy, pokazywać się na wszystkich wielkich uroczystościach w pierwszych rzędach, chodzić z kwiatami na imieniny każdego księdza, a robić to tylko dlatego, by inni widzieli, by pochwalili, docenili, a czasem by ubić na tym jakiś prywatny interes. To postawa podobna do negatywnych bohaterów dzisiejszego fragmentu Ewangelii, którzy pod pozorem pobożności i troski o świątynię chodzili w powłóczystych szatach, lubili pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach, objadali domy wdów i odprawiali długie modlitwy, a naprawdę chodziło im o wygodne życie i władzę. A wdowa? Gdyby nie Chrystus, to zapewne apostołowie nie zwróciliby na nią w ogóle uwagi, bo nie rzucała się w oczy. Wrzuciła datek do skarbony nie dlatego, by wypisano jej imię w księdze darczyńców czy ogłoszono w lokalnej prasie, ale z potrzeby serca oddała to, co miała, dla Boga. Dar z potrzeby serca – motywacja człowieka wierzącego.

Po drugie uczą tego, że wiara ma sens wtedy, gdy obejmuje wszystko, co mamy i czym jesteśmy. Wdowa w tym datku oddała Bogu wszystko, co miała. Ojciec Timothy Radcliffe, generał zakonu dominikanów, gdy w młodzieńczych latach myślał nad swoją religijną dojrzałością, zadał sobie pytanie: „Czy moja wiara jest prawdziwa?”. W odpowiedzi zawarł taką myśl: „Jeśli tak, to powinna być ona najistotniejszą sprawą w moim życiu. Jeśli nie, może w takim razie powinienem odejść od wiary”.

Czy moja wiara jest prawdziwa, czy tylko mówię, że jestem wierzący? Jeżeli jest prawdziwa, to będzie najważniejsza. Wobec różnych wyborów będę się opowiadał za Ewangelią: planując niedzielny wypoczynek, uwzględnię udział we Mszy św.; bawiąc się na imprezie, nie podepczę godności swojej i innych; planując swoje dorosłe życie z drugą osobą, będę je budował na sakramencie małżeństwa. Prawdziwa wiara wymaga ofiary z własnego czasu, z pewnych przyjemności, wymaga zaryzykowania tego, co wielu współczesnych nauczycieli nazywa szczęściem, ale – jak uczył w Krakowie papież Benedykt XVI – wiara to skała, a tylko życie budowane z wiarą daje gwarancję stabilności w obliczu burz i wichrów tego świata. Budowanie bez wiary jest jak życie uczonych w Piśmie – przyjemne, ale skazane na tragiczny epilog.

Czy moja wiara jest prawdziwa? Do kogo jestem bardziej podobny: do wdowy oddającej wszystko Bogu czy do uczonych w Piśmie? Czy moja wiara jest prawdziwa?

Ks. Damian Wąsek- „ekspres Homiletyczny”

 

 

18

 

Obrońca jedności Kościoła - św. Leon Wielki

"Choć cały Kościół Boży został uporządkowany według stopni, tak aby różnorodność członków przyczyniała się do zachowania całości Mistycznego Ciała, to jednak – jak powiada Apostoł – wszyscy stanowimy jedno w Chrystusie".

Kierował Kościołem w czasach licznych sporów teologicznych i sporego zamieszania wśród hierarchii kościelnej. Jednak przez dwadzieścia jeden lat swego pontyfikatu nie miał wątpliwości, że jedność Kościoła musi być zachowana. Dlatego papież Leon Wielki nie ustawał w działaniach na rzecz jej ocalenia.

Urodził się około roku 400 w Turcji, choć istnieją źródła, które podają jako miejsce jego urodzenia Toskanię. Papież Celestyn I mianował go archidiakonem. Spełniał funkcję legata papieskiego. Gdy wybrano go na Stolicę Piotrową, przebywał w Galii.

Jako papież zwalczał wytrwale liczne wówczas błędy w wierze. Dużo uwagi poświęcał umacnianiu wewnątrzkościelnej dyscypliny. Przeciwstawiał się odśrodkowym tendencjom, które pojawiły się w lokalnych Kościołach w Afryce Północnej i w Galii. Co prawda nie uczestniczył osobiście w Soborze w Chalcedonie (451 r.), ale wysłał tam swoich legatów.

Miał również ogromne zasługi na polu zachowania pokoju - bronił Rzymu przed najazdami barbarzyńców. Nie zawahał się wyjechać naprzeciw zagrażającym Rzymowi wojskom króla Hunów, Attyli i króla Wandalów, Genzeryka i prosić ich o zachowanie miasta od zniszczenia.

Był znakomitym teologiem, który potrafił nauczać w piękny sposób. Do naszych czasów zachowało się około 200 listów i około 100 mów wygłoszonych przez Leona Wielkiego.

Zmarł 10 listopada 461 roku.

Jedną z jego najbardziej znanych mów jest kazanie o Narodzeniu Pana Jezusa, w którym apelował: "Poznaj swoją godność, chrześcijaninie! Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc wyrodne obyczaje dawnego upodlenia i już do nich nie powracaj. Pomnij, jakiej to Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem. Pamiętaj, że zostałeś wydarty mocom ciemności i przeniesiony do światła i królestwa Bożego. Przez chrzest stałeś się przybytkiem Ducha Świętego, nie wypędzaj Go więc z twego serca przez niegodne życie, nie oddawaj się ponownie w niewolę szatana, bo twoją ceną jest Kraw Chrystusa".

Pierwszy Wielki - Marcin Jakimowicz

Na własnej skórze doświadczał konsekwencji przysłowia: „Obyś żył w ciekawych czasach”. Trudno znaleźć bardziej burzliwy pontyfikat.

Jego imię budziło grozę na rzymskich ulicach. Attyla – wódz wojowniczych Hunów zbliżał się do Wiecznego Miasta. Po domach opowiadano o potężnym wodzu zwanym „Biczem Bożym”, o jego niezliczonych bogactwach, trzystu żonach, o tym, że zamordował własnego brata, z którym dzielił władzę. Hunowie, których imperium sięgało od Danii po Bałkany i od Renu aż po Morze Kaspijskie, byli coraz bliżej. Historyk rzymski Ammianus Marcellinus straszył: „Mają grube kończyny, umięśnione plecy, a ich wygląd jest tak odpychający, że przypomina raczej dwunożne zwierzęta”.Gdy wojownicy zbliżyli się do Rzymu, na ich spotkanie wyjechał papież Leon I. Wszedł do namiotu Attyli i zaczął rozmowę. Rzym, który miał być zrównany z ziemią, ocalał. Gdy w 455 r. miastu zagrażali Wandalowie, Leon I ponownie wyjechał konno na spotkanie ich wodza, Genzeryka. Długo rozmawiali. I choć Wandalowie nie dotrzymali słowa i złupili Rzym, miasto uniknęło rzezi.

Papież Leon na własnej skórze doświadczał konsekwencji przysłowia: „Obyś żył w ciekawych czasach”. Trudno znaleźć bardziej burzliwy pontyfikat. I nie chodziło jedynie o zewnętrznych wrogów, z którymi trzeba było negocjować. Pochodzący najprawdopodobniej z Toskanii, starannie wykształcony w rzymskiej retoryce teolog, na każdym kroku bronił czystości wiary. Był to czas wielu gorących sporów, herezji i zamieszania. Leon wykazywał błędy: manichejczyków (równoważenie działania potęgi dobra i zła, ciało i materia są złe z natury), pelagian (człowiek może osiągnąć zbawienie i doskonałość moralną o własnych siłach), nestorian (Maryja była tylko matką Jezusa-człowieka, nie można nazywać Jej Matką Boga).

Poprzez swych legatów brał udział w osądzeniu Eutychiusza. Poglądy tego mnicha, głoszącego, że w Chrystusie jest tylko jedna natura (Bosko-ludzka), doprowadziły do zwołania Soboru Chalcedońskiego w 451 roku. – Czyż może być coś bardziej szkodliwego, niż wymyślać rzeczy bezbożne i nie ustępować przed mądrzejszymi i bardziej uczonymi? – pisał Leon, a odpowiadając na zarzuty Eutychiusza, wyjaśniał: – Syn w niczym nie różni się od Ojca, ponieważ jest Bogiem z Boga, Wszechmogącym z Wszechmogącego, Współwiecznym, zrodzonym z Wiecznego.

Do dziś cytuje się słowa Leona I, pięknie wyjaśniającego, dlaczego Bóg stał się człowiekiem: „Poddał się On słabości nie dlatego, że miał udział w naszych przewinieniach. Przyjął postać sługi bez zmazy grzechu, wywyższając to, co ludzkie, nie umniejszając zaś tego, co Boże, ponieważ to uniżenie, przez które niewidzialny objawił się jako widzialny, a Stwórca oraz Pan wszystkich rzeczy zechciał stać się jednym ze śmiertelnych, było pochyleniem się ku nam miłosierdzia, a nie wyrzeczeniem się mocy”.

Leon zmarł 10 listopada 461 r. w opinii świętości. Był prawdziwym pasterzem – z dumą opowiadali o nim chrześcijanie. Kościół nazwał go jako pierwszego „Wielkim”. Jako pierwszy został też pochowany w Bazylice św. Piotra.

 

 

1

 

Chwyć się wiary, a AI cię nie pożre

Jakiś czas temu uwagę przynajmniej części społeczeństwa skupiła sprawa krakowskiego Radia Off i jego audycji w całości wykreowanej przez silnik sztucznej inteligencji. Zbiegła się ona z tym, że "google mapy" nie będą już nas kierować na południe głosem Jarosława Juszkiewicza... I chociaż wciąż nie brakuje entuzjastów zawrotnej rewolucji technologicznej, jaka ma miejsce w związku z wykorzystaniem tzw. sztucznej inteligencji, to nieuchronnie zaczynamy na własnej skórze odczuwać, że od lat spychane na margines wątpliwości natury etycznej przynoszą pierwsze bolesne pokłosie.

Kiedy przeczytałam informację o wywiadzie, jaki odbyła awatarowa Emi z awatarową Szymborską, tylko wzruszyłam ramionami. Zewsząd dochodziły głosy, że wywiad nieudany, infantylny i na kilometr czuć, że sztuczny. Szybki podgląd zdjęcia wygenerowanego przez AI nawet uspokajał. No widać, że to nie Wisława. Ale z ciekawości postanowiłam choć kawałka wspomnianej audycji posłuchać. I przyznam, że zrobiło mi się niedobrze. Tyle się mówi o szkodliwości deep fake'ów, a nikomu w publicznym radiu nie stanęła przed oczami wątpliwość, że wykorzystanie głosu pisarki i przypisanie jej jakichkolwiek poglądów na współczesność, jest rodzajem kradzieży tożsamości? Słuchałam tej audycji i w głowie huczało mi, że moje dzieci (te starsze, tzn. w wieku: 10 i 9 lat), które w ubiegłym roku zachwycały się poezją Szymborskiej i w związku z tym obejrzały nawet mowę noblowską, by zobaczyć, jak wyglądała i jak wyrażała się pierwsza dama polskiej poezji, z całą pewnością słuchając tej wykreowanej przez AI audycji, nie zwróciłyby uwagi na ten drobny, malutki szczególik, że Wisława perorująca dziś o twórczości tegorocznej noblistki Han Kang ... od 12 lat nie żyje. Pewnie, gdyby się zastanowiły, połączyły fakty, to tak. Tylko...tak z ręką na sercu... jak wygląda dziś percepcja treści przeciętnego dziecka czy dorosłego? Ośmielę się powiedzieć, że znacząca większość z nas karmi się przeczytanymi/usłyszanymi w mediach słowami, nie poddając ich krytycznej analizie, a ich natłok osłabia i tak mizerną czujność naszego odbioru.

Wydaje się, że puszczone w ruch koło zamachowe rozwoju technologii sztucznej inteligencji jest nie do zatrzymania. Po fali miażdżącej krytyki Radio Off wycofało się co prawda ze swojego "eksperymentu", a choć popularna nawigacja będzie do nas mówić sztucznie wygenerowanym głosem, to opinia publiczna została uspokojona, ponieważ głos Jarosława Juszkiewicza dość szybko został zagospodarowany i będzie cieszył słuchaczy materiałów marketingowych na stacjach Orlenu. Więc uff, sprawy nie ma, wszyscy szczęśliwi. Tyle, że nie zmienia to faktu, że AI już wpływa na życie każdego człowieka z dostępem do internetu, a w najbliższych latach (a raczej miesiącach) niewątpliwie przemodeluje rynek pracy i usług wszelakich w sposób fundamentalny. I tych pytań, wątpliwości i zastrzeżeń w odniesieniu do wykorzystania tej technologii będzie coraz więcej. Abstrahując od kolejnej szansy dla Kościoła, by stać się w tych dyskusjach ważnym, mądrym i wyraźnym głosem przypominającym o godności każdego człowieka i konieczności sprawiedliwego budowania naszego świata, to warto zwrócić uwagę na bardziej osobisty potencjał tkwiący w świadomym, religijnym życiu. Bo wiara daje człowiekowi coś, czego żadna technologia nie ma szansy dać. Co na przykład?

Przede wszystkim poczucie sensu życia i odpowiedź na głód Miłości, którego nikt i nic zaspokoić nie może. Odkrywanie tego, dlaczego zostaliśmy stworzeni, kim jest Pan Bóg, w jaki sposób kocha człowieka wszystkich czasów i do jakiego życia nas wzywa, jest wciąż i wciąż treścią dobrej nowiny, której potrzebuje każdy człowiek. Wiara pozwala spojrzeć na swoje życie/lęki i troski z odpowiedniej perspektywy. Wszystko dlatego, że wierzący uznaje Pana Boga za Kogoś, kto oprócz tego, że jest wszechmocny (zatem nikt i nic nie jest potężniejsze czy mądrzejsze niż On, nawet AI ;-)), to na dodatek ukochał człowieka absurdalnie szaleńczą i nie do końca pojętą Miłością, stając się przy tym najlepszym Ojcem każdego z nas. Ta świadomość ukochania jest dla wierzących źródłem niezwykłej nadziei i zawierzenia, co pomaga dostrzegać w swojej codzienności, jakakolwiek by ona nie była, sens i cel. 

W świecie niezliczonych szans, zagrożeń, dróg, opcji, różnorodności, wiara daje też jasne drogowskazy i precyzyjne, choć nie zawsze wygodne odpowiedzi, co zrobić, by nasze życie miało sens. Współczesny człowiek z uporem maniaka pyta (niestety coraz częściej ChatGPT) "jak żyć, by żyć szczęśliwie?", utożsamiając "szczęście" z przerysowanymi obrazkami wypełniającymi po brzegi internet. Słowo Boże i całe niezgłębione bogactwo chrześcijańskiej duchowości wskazują, że odpowiedź na to pytanie i drogi dojścia do pełni szczęścia są od zarania dziejów te same. I są dane człowiekowi ot tak, na wyciągnięcie ręki, za darmo! Problem tylko taki, że człowiek chciałby, by były podane w formie 30 sekundowych rolek, których samo obejrzenie sprawi, że zadzieje się magia i życie stanie się wyłącznie lekkie, łatwe i przyjemne. A Pan Bóg nigdy człowieka nie okłamuje. W tym sensie wiara z pewnością idzie w poprzek współczesnej kultury i wymagań medialnej komunikacji: wyrywa człowieka ze świata ułudy, kłamstwa i obfiltrowanych fikcji, broni wartości oraz nie daje prostych odpowiedzi. Mówi: będziesz szczęśliwy, gdy będziesz uznawał jednego Boga, gdy będziesz pielęgnował umiar, gdy będziesz przestrzegał przykazań, gdy będziesz służył zamiast panować, gdy będziesz karmił się Pismem Świętym, ciszą, komunią, a nie napychał serce wszystkim, co ci wpadnie przed oczy itd. itp... Nie są to wygodne ani popularne slogany. Sęk w tym, że to one niosą prawdziwą tajemnicę szczęśliwego i spełnionego życia. I Kościół ze swoim przekazem o konieczności stałego nawracania serca, usilnie stara się o to życie w prawdzie zabiegać.

W ogóle te niestrudzone starania, by przekonać człowieka do tego, jakim cudem jest życie, jakim darem jest każdy oddech i piękno stworzenia, które otacza nas na wyciągnięcie ręki - to kolejna wyciosana z wiary deska ratunku, której warto się chwycić, gdy życie online zasysa nas do swojego sztucznie wykreowanego świata. Kościół, odczytując ciągle na nowo Boże Słowo, stara się zachęcać wiernych do życia w prawdzie i na pełnej petardzie, do zachwytu Życiem, które dzieje się tu i teraz. Usłyszałam niedawno taką historię: "Stary, co ty palisz, że ty jesteś taki radosny i zachwycony światem?!" - zapytał pewien młody człowiek pewnego franciszkanina. "Ducha Świętego, mordeczko" - odpowiedział tamten. I to jest właśnie to! Człowiek sam z siebie takiego entuzjazmu do Życia i miłości do bliźniego nie wykrzesze. A już tym bardziej nie uzyska go, wpatrując się w swojego smartfona. Pan Bóg, nasz ukochany Ojciec, Jezus, nasz najlepszy Nauczyciel, i Duch Święty, sprawca wszelkiego chcenia - to Ci, którzy są dawcą takiego Życia, które nie ma sobie równych. I to w każdym przypadku szytego na indywidualną miarę.

I jak już przy Trójcy Świętej jesteśmy, to to, że logika naszej wiary w sposób fundamentalny oparta jest na relacji i spotkaniu z żywą Osobą, chroni człowieka przed złudą bliskości kreowanej online. Co ważniejsze, gdy patrzymy na Pana Jezusa i Jego życie, to widzimy jak istotny był dla Niego kontakt fizyczny z drugim człowiekiem. Zresztą, choć posłany do wszystkich, sam wybrał tylko 12 apostołów z rzeszy ciągnących się za Nim uczniów. Dlaczego tych a nie innych. Długo nie mogłam tego zrozumieć. Dziś myślę, że dla współczesnego człowieka, to taka wskazówka, że jako człowiek nie możesz być równie blisko z każdym. Mimo najlepszych chęci. To nie ekskluzywizm. To zdrowa, naturalna potrzeba każdego człowieka, by otaczać się gronem najbliższych ludzi mierzonych w konkretnych twarzach,  a nie w setkach tysięcy obserwatorów czy awatarów. Ludzi z krwi i kości, z ich pięknem i niedoskonałościami! Bo więzi potrzebują czułości dotyku, uważności spojrzenia i czasu straconego na dogłębne poznanie. Tego wszystkiego, czego żaden, nawet najbardziej nowoczesny bot człowiekowi nie da.

Agata Rusek – „deon.pl”

 

 

2

 

W katedrze Notre-Dame ponownie zabiły dzwony

W katedrze Notre-Dame ponownie zabiły dzwony, po raz pierwszy od pożaru w 2019 r. Ogień dotarł wówczas do północnej wieży świątyni, która musiała zostać odrestaurowana. 7 grudnia wieczorem paryska katedra ponownie zostanie oddana do użytku wiernych.

W północnej wieży katedry Notre-Dame znajduje się osiem dzwonów. Po pożarze trzeba je było zdemontować, oczyścić i odrestaurować. Na miejsce powróciły już we wrześniu tego roku. Wczoraj odbyły się testy poszczególnych dzwonów, a dziś tuż przed godz. 10:30 zabiły wszystkie razem.

- To nie było jeszcze idealne, ale dopracujemy wszystko do perfekcji - zapewnił cytowany przez AFP Alexandre Gougeon, kierownik projektu ponownej instalacji dzwonów. - To piękny, ważny i symboliczny krok - oświadczył z kolei Philippe Jost, odpowiedzialny za remont katedry po pożarze.

Największy dzwon katedry Notre-Dame waży ponad cztery tony i nosi imię Gabriel, najmniejszy waży ok. 800 kg i upamiętnia zmarłego w 2007 r. kard. Lustigera. Tak jak on nosi imię Jean-Marie.

Krzysztof Bronk / vaticannews.va / tk – „deon.pl”

 

 

19

 

Świeci i błogosławieni w tygodniu

10 listopada - św. Leon Wielki, papież i doktor Kościoła

10 listopada - św. Andrzej Avellino, prezbiter

11 listopada - św. Marcin z Tours, biskup

11 listopada - św. Jan Jałmużnik, biskup

11 listopada - bł. Alicja Kotowska, dziewica i męczennica

11 listopada - św. Wiktoria, dziewica i męczennica

12 listopada - św. Jozafat Kuncewicz, biskup i męczennik

12 listopada - św. Teodor Studyta, opat

13 listopada - święci Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn, pierwsi męczennicy Polski

13 listopada - św. Mikołaj I Wielki, papież

13 listopada - bł. Wincenty Eugeniusz Bosiłkow, biskup i męczennik

14 listopada - bł. Maria Luiza Merkert, dziewica

14 listopada - św. Wawrzyniec z Dublina, biskup

14 listopada - św. Mikołaj Tavelić, męczennik

14 listopada - św. Józef Pignatelli, prezbiter

14 listopada - bł. Jan Liccio, prezbiter

15 listopada - św. Albert Wielki, biskup i doktor Kościoła

15 listopada - św. Leopold III

15 listopada - św. Dydak z Alcali, zakonnik

15 listopada - bł. Magdalena Morano, dziewica

16 listopada - św. Małgorzata Szkocka

16 listopada - św. Gertruda, dziewica

16 listopada - rzymskie bazyliki świętych Apostołów Piotra i Pawła

16 listopada - NMP Ostrobramska, Matka Miłosierdzia

16 listopada - św. Agnieszka z Asyżu, dziewica

16 listopada - święci męczennicy i prezbiterzy Roch Gonzalez, Alfons Rodriguez i Jan de Castillo

16 listopada - kościół metropolitalny we Wrocławiu

16 listopada - kościół katedralny w Opolu

17 listopada - św. Elżbieta Węgierska

17 listopada - św. Grzegorz Cudotwórca, biskup

17 listopada - św. Grzegorz z Tours, biskup