WZGÓRZA
W BLASKU MIŁOSIERDZIA
35/885 - 21 sierpnia 2022 r. C.
INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA „WZGÓRZA W BLASKU MIŁOSIERDZIA”
„Błogosławieni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”
Niedziela, 21 sierpnia 2022 r. C.
XXI niedziela zwykła C
Czytania:
Pierwsze czytanie: Iz 66,18–21
Psalm: Ps 117
Drugie czytanie: Hbr 12,5–7.11–13
Ewangelia: Łk 13,22–30
EWANGELIA
Królestwo Boże dostępne dla wszystkich narodów
Łk 13, 22-30
✠ Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
Jezus przemierzał miasta i wsie, nauczając i odbywając swą podróż do Jerozolimy.
Raz ktoś Go zapytał: «Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?»
On rzekł do nich: «Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas, stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam!”, lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”.
Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości!” Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym.
Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi».
XXI niedziela zwykła roku C
Tak, potrzebuję nawrócenia. Ale... Czy naprawdę wiem z czego i na co? Kto prześladował Jeremiasza? Wierzący! Tyle że wierzący po swojemu. Tacy, co to im się jakaś Boża obietnica obiła o uszy, ale w ogóle nie potrafili w świetle wiary zinterpretować otaczającej ich rzeczywistości.
„Trudną mowę” o świadectwie życia chrześcijan słyszeliśmy w czytaniach poprzedniej niedzieli roku C; podobny ton brzmi też dzisiaj. Dziwna jest pedagogia matczyna Kościoła: w sezonie, gdy wielu ludzi przebywa na wakacjach, a więc na zrozumiałym „luzie”, przypomina im on o przeciskaniu się przez ciasne drzwi. Nie ma, jak widać, wakacji od wysiłków w dążeniu do Boga. Ciało zmęczone wymaga należnego mu wypoczynku, dusza zaś – nie. Obecne życie winno być nieprzerwanym pasmem naszych odpowiedzi na Boży program zbawienia. Dziś nam jawi się ono jako powszechne powołanie do wspólnoty czcicieli Boga, łaska dana wszystkim, prowadząca ku wieczności razem z Nim. Ten Boży plan ukazuje się dziś w trzech czasowo odległych od siebie etapach dziejów ludu Bożego. Trzy odmienne sytuacje, a więc kolejno: koniec niewoli babilońskiej jako kary, poważne ostrzeżenie Jezusa przed zmarnowaniem łaski wezwania oraz Boża taktyka wychowywania nas jak dzieci przez nieuniknione próby, uczą nas ufnie podejmować solidne wysiłki w realizacji Bożych zamiarów.
Trudno mi w życiu? Chciałoby się łatwiej, przyjemniej. O ile jednak nie chodzi o wielkie cierpienie odbierające wręcz zmysły, te życiowe trudności sprzyjają naszemu dojrzewaniu. Bóg jest dobry. Na pewno nie bez powodu pozwala, by te doświadczenia na nas spadły. Z nich rodzą się często najciekawsze inspiracje.
W dzisiejszym numerze:
- Miłosierne upomnienie
- Czwarte objawienie Maryi w Fatimie. Opóźnione przez uwięzienie dzieci
- Ocalenie rozbitka
- Czego szuka diabeł? Co jest dla niego furtką do naszego serca?
- Marcin Zieliński: Ktoś ci powiedział, że się nie nadajesz, że nic z ciebie nie będzie?
- James Bond i Piotr Skarga w jednym
- Wakacyjne oczekiwanie pełne pustki
- Święci i błogosławieni w tygodniu
Miłosierne upomnienie
„Nie znam cię” – te słowa bolą, kiedy wypowiada je przyjaciel. Wyrażają zawód (słuszny lub nie) i oznaczają zerwanie. Tak jest między ludźmi. A co, jeśli Jezus mówi: „Nie wiem, skąd jesteście”? Przecież On zna każdego człowieka i jego drogę życia. Tak, ale są takie drogi, które Chrystusowi są obce. To On jest drogą, więc żeby dojść do celu, nie można Mu się tylko przypatrywać, ale trzeba za Nim iść. Słuchanie Nauczyciela bez wypełniania Jego nauki to droga donikąd. Ścieżka do nieba jest wąska, wydeptana nogami Zbawiciela.
Słowa Jezusa są twarde, ale otrzeźwiające. Jak czytamy w Liście do Hebrajczyków, Bóg nas karci, bo obchodzi się z nami jak z dziećmi. To nie jest bezstresowe wychowanie, pozbawione wymagań. Niebieski Ojciec nie schlebia swoim dzieciom, ale je upodabnia do wzoru – swojego jedynego Syna. Patrząc na młode drzewko, widzi mocny dąb. Dlatego przycina gałęzie, nie po to, żeby bolało, nie po to, żeby wszyscy byli jednakowi, ale dla harmonijnego wzrostu.
Łatwo zapominamy, że upominanie grzesznika to jeden z uczynków miłosierdzia. Sensem gorzkiego karcenia jest „błogi plon: sprawiedliwość”. Zatem przemiana czucia, myślenia i działania na wzór Jedynego Sprawiedliwego. Skarcony nie ma się skulić i załamać, przeciwnie – ma się wyprostować, nabrać otuchy i ruszyć przed siebie.
Pan Jezus zdaje się mówić: Przedstaw się, niech twoje czyny świadczą o tobie. Syn Boży chce poznać we mnie swojego brata, Boże dziecko posłuszne woli Ojca. Chce w nas widzieć swoich przyjaciół, tych, którzy wypełniają przykazanie miłości.
Upomnienie wywołuje teraz płacz po to, żeby nie płakać przez całą wieczność. Jeden z najbardziej wzruszających epizodów w Boskiej Komedii to radość Manfreda, że po latach oczekiwania może wreszcie zacząć wędrówkę po górze czyśćcowej do Raju (Czyściec, Pieśń III).
Równolegle do wątku karcenia dzisiejsze czytania otwierają słuchaczy na zbawienie ludzi spoza narodu wybranego. „Chwalcie Pana, wszystkie narody”. Zbawiciel nie przyszedł, żeby zamknąć bramy nieba. Drzwi są ciasne, ale otwarte dla każdego.
Błażej Matusiak OP – „wdrodze.pl”
Czwarte objawienie Maryi w Fatimie.
Opóźnione przez uwięzienie dzieci
Był 13 sierpnia 1917 roku. Kilkutysięczny tłum czekał na kolejne objawienie Pięknej Pani. Od 13 maja ukazywała się pastuszkom w Cova da Iria niedaleko Fatimy, a wieści o tym czego doświadczyli Łucja dos Santos, Hiacynta i Franciszek Marto rozchodziły się po okolicy. Zbliżał się moment, kiedy dzieci powinny były pojawić się przy skalnym dębie. Tym razem jednak nie przyszły…
Pierwszy raz Maryja objawiła się pastuszkom 13 maja 1917 roku. Wtedy zapowiedziała: „Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13 o tej samej godzinie. Potem powiem, kim jestem i czego chcę. Następnie wrócę jeszcze siódmy raz”. W trakcie spotkań Maryja nawoływała do modlitwy, szczególnie różańcowej, w intencji pokoju na świecie i zakończenia wojny. W jednych informacje budziły wiarę, w innych tylko ciekawość. Jeszcze innym zaczynały przeszkadzać.
„Chcę (…) żebyście nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, dla uproszenia pokoju na świecie i o zakończenie wojny, bo tylko Ona może te łaski uzyskać” (13 lipca 1917 r.). Przekazała też treści, które z czasem przyjęło się określać mianem tajemnicy fatimskiej, z których ostatnią, trzecią część ujawniono dopiero w 2000 roku. Tajemnicza Pani zapowiadała też, że nie tylko powie kim jest, ale też uczyni cud, aby wszyscy uwierzyli.
Kiedy nadszedł 13 sierpnia 1917 roku, czas czwartego objawienia, wokół skalnego dębu, gdzie dochodziło do objawień zgromadził się tłum (5-6 tysięcy osób). Pastuszkowie, których Maryja wybrała na pośredników, nie pojawili się, niestety. Okazało się, że dzieci zostały zatrzymane przez burmistrza okręgu Vila Nova de Ourem, któremu podlegała również Fatima. Burmistrz Artur de Oliveira Santos najpierw nakazał, aby dzieci stawiły się u niego, a kiedy okazało się to niemożliwe sam po nie przyjechał owego 13 sierpnia. Dzieci były więzione przez dwa dni w Vila Nova de Ourem. Przesłuchiwano je i straszono.
Po powrocie, jak pierwotnie wydawało się Hiacyncie, 15 sierpnia wieczorem miało dojść do kolejnych objawień. Jednakże, czwarte objawienie jest datowane na niedzielę 19 sierpnia 1917 roku. Wówczas dzieci, Łucja, Franciszek i jego brat Jan szli z owcami do miejsca nazywanego Valinhos. Początkowo nie było z nimi Hiacynty, która pojawiła się, gdy Jan został po nią posłany.
Maryja znów pojawiła się nad skalnym dębem. I tym razem przypomniała, aby 13 dnia miesiąca pojawić się w Cova da Iria. Prosiła też o codzienne odmawianie różańca. Ponadto zapytana: „Co mamy robić z pieniędzmi, które ludzie zostawiają w Cova da Iria?” nakazała:
„Zróbcie dwa przenośne ołtarzyki. Jeden będziesz nosiła ty z Hiacyntą i dwie inne dziewczynki ubrane na biało, drugi niech nosi Franciszek i trzech chłopczyków. Pieniądze, które ofiarują na te ołtarzyki, są przeznaczone na święto Matki Boskiej Różańcowej, a reszta na budowę kaplicy, która ma tutaj powstać”. A kiedy poproszono Maryję o uleczenie kilku chorych, odpowiedziała: Tak, niektórych uleczę w ciągu roku – i przybierając wyraz smutniejszy powiedziała: – Módlcie, módlcie się wiele, czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił. Po tych słowach Matka Boża uniosła się w stronę wschodu.
Zgodnie z życzeniem Maryi w miejscu objawień w 1919 roku wzniesiono kaplicę. Powstawała w ciągu kilku miesięcy. Pierwszą Mszę św. odprawiono w niej w roku 1921. W marcu 1922 kaplica została wysadzona w powietrze, ale po odbudowie w styczniu 1923 znów z niej korzystano. Po drobnych zmianach istnieje do dziś. Przed kaplicą, w miejscu objawień znajduje się postument z figurą Maryi. Postawiono go tam, gdzie rósł dąb, nad którym Matka Boża się objawiała. Zadaszenie nad kaplicą zbudowano w latach osiemdziesiątych XX wieku.
Natomiast Bazylika Matki Bożej Różańcowej z Fatimy została zbudowana w miejscu, gdzie bawiły się dzieci zanim doszło do objawień. Powstała w miejscu, gdzie zobaczyły błyskawicę, której się wystraszyły, a która poprzedziła pierwsze majowe pojawienie się Maryi. Kamień węgielny pod budowę tej świątyni wmurowano w 1928 roku, a konsekracji dokonano w roku 1953. Po ok. 20 latach okazało się, że jest zbyt mała, więc po rozstrzygnięciu międzynarodowego konkursu w roku 1997 z czasem powstało nowe sanktuarium. Zostało poświęcone w 2004 roku, a od 2012 jako bazylika służy milionom pielgrzymów, którzy przybywają do Fatimy, by oddać cześć Matce Bożej Różańcowej.
Joanna Pawełczak – „wiara.pl”
Historyczka, bibliotekarka i nauczycielka. Absolwentka jezuickiego DA XAVERIANUM w Opolu
Ocalenie rozbitka
„Niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie” ‒ autor tej bijącej rekordy popularności dewizy przekonał się o tym na własnej skórze.
Wertuję tom „Wyznań” w znakomitym tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka i tym, co najbardziej mnie rozbraja, jest szczerość. Aurelius Augustinus (354–430) bez zbędnego owijania w bawełnę opisuje swe upadki, duchowe zawirowania i ucieczki. Nie bawi się w dyplomację i nazywa rzeczy po imieniu. „Jakże straszne były te stopnie, po których zstępowałem w głębiny piekła, trawiony gorączką, rozpaczą, że nie znam prawdy” – pisał. Doskonale znał swą kondycję i dzięki temu jego opowieści są konkretne do bólu, nieprzypudrowane.
Syn świętej Moniki jest absolutnie szczery, gdy wspomina szarpaninę grzesznego życia, desperackie poszukiwanie prawdy i chwilę, gdy jego życie zyskało sens. Jego matka walczyła jak lwica i nie poddawała się w modlitwie o nawrócenie syna hulaki. Ruszała za nim do Kartaginy, Rzymu i Mediolanu, a syn hedonista przysparzał jej mnóstwa kłopotów. Był hardy: nie przyjął chrztu nawet w niebezpieczeństwie śmierci. „Nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo mnie kochała i o ile bardziej cierpiała, rodząc mnie do życia duchowego, niż wtedy, gdy mnie wydawała na świat” – pisał po latach.
Pewnego dnia Augustyn miał usłyszeć w ogrodzie śpiew dziecka powtarzającego: „Tolle, lege! Weź, czytaj!”. Potraktował to zdarzenie jako znak i zaczął wertować z pasją List do Rzymian. Słowa: „Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości” przeorały jego serce.
„Do kogo miałem się zwrócić, by mnie z Tobą pojednał? Czy miałem szukać pomocy aniołów?” – pytał dramatycznie, by z zachwytem zawołać: „Ale trzeba było, by Pośrednik między Bogiem i ludźmi miał coś wspólnego z Bogiem i coś wspólnego z człowiekiem. Gdyby we wszystkim był jak człowiek, daleko byłby od Boga. Gdyby we wszystkim był jak Bóg, daleko byłby od człowieka (…) Rozpaliłeś moje serce i język jak rozżarzone węgle (…) Nie jakimś mglistym uczuciem, lecz stanowczym wyborem kocham Ciebie, Panie”.
Od lat dotyka mnie jego wizja Kościoła jako arki, w której są zwierzęta czyste i nieczyste, w której wierność i świętość przeplata się z upadkiem i grzesznością. Antypapież Nowacjan, wedle którego Kościół jest „zawsze nieskalany, nienaruszony i doskonały dziewictwem i świętością”, sprzeciwiał się ponownemu przyjmowaniu do wspólnoty apostatów. A Augustyn? Przypominał, że Kościół jest siecią zagarniającą dobre i złe ryby; polem, na którym rosną obok siebie chwast i pszenica. Niezwykle ważne było to, że na swej drodze spotkał świadka wiary. Po rocznym pobycie w Wiecznym Mieście jesienią 384 roku trzydziestolatek poznał w Mediolanie o 14 lat starszego Ambrożego, który od ponad dekady był biskupem miasta. To on przygotował go do chrztu, który przyszły biskup Hippony przyjął w wigilię Wielkanocy z 24 na 25 kwietnia 387 roku. „Wtedy rozwiał się niepokój o minione życie” – wspominał tę noc „pełnego zanurzenia”.
Marcin Jakimowicz – „wiara.pl”
Czego szuka diabeł?
Co jest dla niego furtką do naszego serca?
O tym, czego boi się diabeł i jak dostaje się do naszego życia, by je psuć, mówi o. Franciszek Chodkowski OFM.
- Jest w Księdze Rodzaju fragment, opisujący rozmowę Pana Boga z Kainem, jeszcze zanim Kain zamordował swego brata. Bóg mówi do Kaina: Dlaczego jesteś taki smutny? Gdybyś dobrze postępował, nie chodziłbyś ze spuszczoną głową. Oto diabeł czyha u progu twoich drzwi. I tak jest z nami. Diabeł tylko czeka, żebyś uchylił drzwi swojego życia, serca, żeby wejść i zaatakować - mówi franciszkanin w nagraniu opublikowanym na youtubowym kanale "Bez sloganu".
O. Chodkowski zauważa, że w duchowości ważna jest pewna metafora: mówi się, że wystarczy jedno zgniłe jabłko, żeby cały kosz owoców się popsuł. Podobnie jest czasem z ludźmi. Wystarczy jedna osoba we wspólnocie, która żyje w grzechu, zawiści, nienawiści, do której diabeł ma dostęp, żeby zatruć życie całej wspólnoty - mówi franciszkanin.
Czego więc szuka diabeł, by wejść do ludzkiego serca? Przede wszystkim tych emocji, które mogą, choć nie muszą skończyć się złym działaniem. To złość, zawiść, podejrzenia, myśli o zemście. Gdy człowiek nie zapanuje nad nimi, stają się jakby furtką do jego serca, którą diabeł wchodzi i zaczyna działać.
Czego jednak boi się diabeł?
- Prawdy, pokory, posłuszeństwa, pokuty, świętości - mówi o. Chodkowski. - Na starożytnych obrazach diabła malowano bez kolan, bo on nigdy się nie uniży, nie uzna pokory, nie uklęknie przed majestatem Boga. To właśnie żal, pokora, miłosierdzie, pokuta może nas uratować przed złym duchem. On, gdy zobaczy, że mamy otwartą jakąś furtkę w życiu, jakaś złość się zrodzi, zawiść, podejrzenia, zaczniemy planować coś niedobrego, on momentalnie wykorzystuje okazję, by wejść do środka - wyjaśnia zakonnik.
Marcin Zieliński: Ktoś ci powiedział, że się nie nadajesz, że nic z ciebie nie będzie?
- Może nie raz usłyszałeś od swoich rodziców, bliskich, przyjaciół, że się nie nadajesz, że nic już z ciebie nie będzie. Bóg ma zupełnie inne myśli na twój temat – mówi Marcin Zieliński, ewangelizator.
W „Kwadransiku ze Słowem”, opublikowanym na kanale YouTube, Marcin Zieliński mówi o kluczowej sprawie w życiu człowieka wierzącego. „Jeśli o tym zapomnimy, zły duch to wykorzysta i nasza posługa szybko się skończy”.
Co jest takie ważne? Wskazówkę znajdujemy w Ewangelii św. Łukasza, w scenie chrztu Jezusa. Jezus słyszy tam głos Ojca: „Ty jesteś mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.
- Ojciec chwali się przed wszystkimi Jezusem, swoim Synem, z którego jest dumny. Robi to, gdy Jezus jeszcze nie zaczął głosić, nauczać, czynić cuda. Jeszcze nie było za co Go chwalić. To sam początek! – podkreśla ewangelizator. - Bóg do nas też tak mówi: ty jesteś moim synem umiłowanym, jestem z ciebie dumny, chlubię się tobą przed innymi. To jest moja córka, jesteś ukochana, najpiękniejsza, jestem z ciebie dumny. Dla Boga jesteś wyjątkowy i nie musisz na to zapracowywać. Nie da się na to zapracować! – mówi Marcin Zieliński.
Ewangelizator podkreśla, że zanim zaczniemy służyć Bogu, musimy usłyszeć takie słowa i uwierzyć, że są skierowane do nas.
- Jesteś kochany, przeznaczony do wielkich rzeczy, ale Bóg kocha cię tak samo dziś, gdy jeszcze nie robisz nic, i tak samo będzie cię kochał, gdy dokonasz wielkich rzeczy – podkreśla w nagraniu. - Jego myśli o tobie się nie zmieniają, Jego miłość się nie zmienia, jesteś ważny w Jego oczach.
Takie przedstawienie Boga i Jego miłości do nas prowadzi do zrozumienia bardzo ważnej rzeczy: nie musimy naszego poczucia wartości uzależniać od tego, czy nam wychodzi to, co robimy, czy nie.
James Bond i Piotr Skarga w jednym
Losy Lauridsa Nielsena to gotowy scenariusz filmu sensacyjnego. Był wybitnym jezuitą. Historia życia tego człowieka przyczyniła się do wprowadzenia zakazu wstępu jezuitów do jego rodzinnej Norwegii. Zakaz ten przetrwał do 1956 roku!
Laurentius Nielsen (lub Nilssønn; łac. Laurentius Nicolai Norvegus) urodził się około 1538 roku. Pochodził z Tønsbergu na południu Norwegii. Dziś jest to stolica okręgu Vestfold i Telemark. Jego ojciec pochodził ze Szwecji, był bogatym kupcem. Do dziś zachował się obraz ufundowany przez niego dla kościoła Mariackiego w Tønsbergu.
Laurentius Nielsen urodził się tuż po wprowadzeniu w Norwegii luteranizmu jako oficjalnej religii państwowej. Kościół katolicki w Norwegii został wówczas zdelegalizowany. Powoli, lecz skutecznie następowała protestantyzacja kraju. Niemniej jednak w niektórych miejscach księża katoliccy nadal działali aktywnie.
Jednym z nich był Laurids Matssøn, proboszcz kościoła Mariackiego w Tønsbergu, który kultywował katolicką liturgię i katechezę. Miał on niewątpliwie duży wpływ na swego młodego imiennika.
Duchowy wstrząs
W wieku 10 lat Laurids Nielsen został wysłany do szkoły katedralnej w Oslo, a następnie do Szkoły Matki Bożej w duńskiej Kopenhadze. W roku 1557 przerwał studia i wrócił do domu z powodu nagłej śmierci matki. Ku zdumieniu ojca zrzekł się spadku i zrezygnował z dopiero co rozpoczętych studiów w Kopenhadze. Źródłem tak radykalnej zmiany było niezwykłe duchowe przeżycie, którego doświadczył pewnej nocy. Odczytał je jako powołanie do działania na rzecz przywrócenia katolicyzmu w Norwegii.
Wyjechał w 1558 r. na studia w Louvain (Leuven, łac. Lowanium) w dzisiejszej Belgii. Tam poznał jezuitów. Nadało to jego życiu nowy kierunek. W 1564 r. oficjalnie został katolikiem i jezuitą, a rok później przyjął święcenia kapłańskie. Wykazał się niezwykłymi zdolnościami intelektualnymi i szczerą wiarą. Szybko zyskał sławę dobrego wykładowcy i kaznodziei, a także zdolnego naukowca. W sporach teologicznych był wytrwały i precyzyjny. Miał odwagę i niezwykłą energię, co jak magnes przyciągało ludzi młodych.
Od samego początku jego marzeniem było odzyskanie Norwegii dla Kościoła katolickiego. Do tej wizji próbował zapalić swoich studentów. Zebrała się wokół niego grupka młodych ludzi gotowych do wyjazdu na misje w Skandynawii. Ojciec Laurentius zadbał także o ich zaplecze intelektualne – sukcesywnie gromadził niezbędny księgozbiór.
Stało się jednak inaczej. Ani on, ani jego przyjaciele nie dostali pozwolenia na misje w Norwegii, książki zaś powędrowały do Rzymu.
Jeszcze w trakcie studiów Laurids odwiedził swój kraj rodzinny. Była to dla niego okazja do spotkań z nielicznymi katolickim środowiskami. Wywarł na nie tak duży wpływ, że niektórzy Norwegowie podążyli za nim w jego dalszych misjach. Jednym z nich był jego siostrzeniec.
Klosterlasse
W tym czasie Katarzyna Jagiellonka (siostra króla Polski Zygmunta Augusta), żona króla Szwecji Jana III Wazy, czyniła starania, żeby sprowadzić katolickich duszpasterzy na swój dwór. W kontrakcie ślubnym miała bowiem zagwarantowane prawo do zachowania religii katolickiej. Ona sama, jej dwór i królewicz Zygmunt (późniejszy król Polski Zygmunt III Waza) potrzebowali opieki duszpasterskiej. Za sprawą królowej o. Laurentius w roku 1576 znalazł się w Sztokholmie.
Sytuacja była bardzo delikatna. Władca i całe państwo byli oficjalnie luterańscy. Zapewne dlatego i król, i jezuici woleli zachować w tajemnicy religijną afiliację Nielsena. Został on oficjalnie przedstawiony jako wysoko wykształcony teolog luterański. Uzyskał znaczne wpływy. Król zlecił mu zorganizowanie ośrodka uniwersyteckiego w opuszczonym klasztorze franciszkańskim na Riddarholmen w Sztokholmie. Tam właśnie nadano mu przydomek Klosterlasse (Klasztorny Lasse). Wielu jego uczniów zostało wkrótce katolikami. Ojciec Laurentius wysyłał ich sukcesywnie na dalsze studia do Rzymu. Pierwszą sześcioosobową grupę wysłał już w 1577 r. Koszty kształcenia pokrył sam król Jan III, zaś o. Laurentius zaopatrzył ich w listy polecające do ośrodków jezuickich między Sztokholmem a Rzymem.
Nawiasem mówiąc, gdy młodzi Skandynawowie byli w drodze do Italii, w północnych Włoszech wybuchła epidemia dżumy. Jezuici z Innsbrucka stanowczo odmówili wypuszczenia ich w dalszą drogę. Zaoferowali im kilkumiesięczny pobyt i możliwość uzupełnienia braków w wykształceniu i formacji duchowej.
Misja upadła
W 1577 r. ojciec Laurentius przejął odpowiedzialność za dwie szwedzkie szkoły średnie – w Vadsenie i w Sztokholmie. W zaskakująco krótkim czasie stał się liderem całego systemu szkolnictwa wyższego w Szwecji. W swym nauczaniu przemycał treści katolickie, czego przykładem może być kazanie „O świętych”, wygłoszone w kościele protestanckim w Sztokholmie.
Klosterlasse działał aktywnie, żeby skłonić Jana III do powrotu do Kościoła katolickiego. Prowadził z nim dyskusje teologiczne, które być może odniosłyby skutek, gdyby nie otoczenie króla przeciwne papieżowi. Jan III był skłonny do przejścia wraz z całym swoim krajem na katolicyzm, jednak stawiał przy tym pewne warunki. Dotyczyły one odprawiania Mszy Świętej w języku szwedzkim, udzielania Komunii pod dwiema postaciami oraz możliwości zawierania małżeństw przez księży katolickich, tak jak to jest u katolików obrządku wschodniego. Klosterlasse uczestniczył w wymianie pism między królem a papieżem. Niestety, negocjacje utknęły w martwym punkcie. Papież nie zgodził się na warunki króla.
Kres misji położyła wizyta legata papieskiego Antonia Possevino w 1580 r. Nakazał on Nielsenowi i innym katolickim księżom ujawnienie swej tożsamości. Wywołało to oburzenie w kraju i postawiło króla w kłopotliwej sytuacji. Ponadto duchowieństwo luterańskie miało Nielsenowi za złe napisanie i opublikowanie (anonimowo) „Listu szatana do luterańskich księży” – tekstu przypominającego konwencją późniejsze „Listy starego diabła do młodego” C.S. Lewisa. Skutek tego wszystkiego był taki, że Klosterlasse wraz z innymi księżmi musiał opuścić Sztokholm. Misja upadła.
Banicja za korespondencję
Nielsen opuścił Szwecję, ale zaangażował się w pracę dydaktyczną, naukową i duszpasterską. Pracował kolejno w kolegiach jezuickich w Rzymie, Wiedniu, Ołomuńcu, Pradze (gdzie uzyskał doktorat z teologii), a następnie w Grazu i Braniewie. Zasłynął m.in. dzięki prywatnym wykładom na temat „Ćwiczeń duchowych” św. Ignacego Loyoli.
W 1600 r. złożył obszerny raport na temat możliwości powrotu Norwegii i Danii do Kościoła katolickiego.
Gromadził wokół siebie studentów z krajów skandynawskich, zwłaszcza w kolegium w Braniewie. Wielu z nich zostało potem księżmi katolickimi. W roku 1604 napisał swe główne dzieło pt. „Confessio christiana”. Była to obrona wiary katolickiej. Pierwotna wersja łacińska została wydana w Krakowie, a duńska w Braniewie.
W 1606 roku podjął się kolejnej misji. Z „Confessio christiana” oraz listami polecającymi od niemieckiego cesarza i trzech królów udał się do Kopenhagi. Miał nadzieję na przekonanie króla Danii i Norwegii Christiana IV oraz jego Rady Stanu do powrotu do prawdziwej wiary. Chciał też prosić o pozwolenie na wjazd do Norwegii. Po przybyciu do Kopenhagi przesłał królowi swą książkę. W naiwnej nadziei na dialog i powrót do jedności zaoferował pomoc w sporach katolicko-luterańskich. Sprawy potoczyły się inaczej. Ojciec Laurentius został aresztowany, a następnie wydalony z Danii, z dożywotnim zakazem wjazdu do Norwegii. Christian IV podzielał powszechny wówczas strach protestantów przed jezuitami. Epizod z Klosterlasse doprowadził do prześladowań, w tym aresztowań jezuitów i innych papistów. W 1613 r. bracia Jakub i Christopher Hjortowie, studiujący u jezuitów, za korespondencję z Klosterlasse zostali skazani na banicję pod groźbą śmierci w razie powrotu.
Ojciec Laurentius spędził resztę życia na pracy dydaktycznej, nauczając w szczególności młodzież z krajów skandynawskich. Pracował nadal w Braniewie, potem od 1610 r. w Rydze.
Stary piekielniku, ty żyjesz?
W 1621 r. szwedzki król Gustaw II Adolf zajął Rygę. Doszło wtedy do dramatycznego spotkania. 27-letni władca rozpoznał Klosterlasse i wykrzyknął na jego widok: „Stary piekielniku, ty żyjesz?”. Sędziwy zakonnik odpowiedział ze spokojem: „Wasza wysokość, wiem na pewno, że luteranie są skazani na wieczną karę, ale mam nadzieję, że wiara katolicka, którą wyznaję, wyrwie mnie od wiecznego potępienia, gdzie zapewne zmierza wasza wysokość”. Król puścił go wolno i pod eskortą odesłał do Wilna.
Klosterlasse zmarł 5 maja 1622 roku w wieku około 80 lat. W tym roku przypada więc 400. rocznica jego śmierci. W Tønsbergu odbędzie się z tej okazji uroczystość i odsłonięcie tablicy pamiątkowej.
Laurentius Nicolai i jego wysiłki kontrreformacyjne zostały stopniowo zapomniane, zarówno w Norwegii, jak i w innych europejskich krajach. Tylko nieliczni historycy wspominają o tej postaci. W 1998 roku król Norwegii Harald V odsłonił tablicę pamiątkową poświęconą Nielsenowi w kościele uniwersyteckim w Wilnie, gdzie norweski jezuita został pochowany.
W wieku XVI i XVII Klosterlasse był jedynym Norwegiem o europejskiej sławie. Kształcił się, a następnie prowadził prace naukowe i dydaktyczne w tak różnorodnych dziedzinach jak matematyka, retoryka, filozofia i teologia. Był jednak przede wszystkim wielkim obrońcą wiary katolickiej, obdarzonym niezwykłą charyzmą, wytrwałością, o ogromnej sile przekonywania, zwłaszcza w kontakcie z papieżami, cesarzami i królami. Był też duszpasterzem niezliczonej liczby ludzi. Pisca animorum (rybak dusz) – tak nazywali go jego uczniowie.
Żydom odpuścili, jezuitom – nie
Choć jako jezuita nigdy nie dotarł do Norwegii, to jednak jego działalność w Szwecji i Danii spowodowała wprowadzenie w artykule drugim Konstytucji norweskiej z 1814 roku zapisu zabraniającego jezuitom – obok innych zakonników katolickich oraz Żydów – wjazdu na teren Królestwa Norwegii. Z czasem zakaz ten złagodzono: w roku 1851 parlament norweski wykreślił z konstytucji zapis skierowany przeciwko Żydom, a w 1897 r. usunięto fragment skierowany przeciw zakonom, z wyjątkiem jezuitów.
W 1951 r. rząd norweski ratyfikował Europejską Konwencję Praw Człowieka wraz z zawartą w niej zasadą wolności religijnej. W tym czasie norweska konstytucja nie zawierała wyraźnej deklaracji o prawie do wolności religijnej, która korespondowałaby z Europejską Konwencją. Wręcz przeciwnie: posiadała wyraźny zapis skierowany przeciwko jezuitom. Pojawiły się pytania, w jaki sposób konstytucja nowoczesnego państwa, które w dodatku przyznaje Pokojową Nagrodę Nobla, może zawierać tak nietolerancyjny zapis. Władze norweskie zdały sobie sprawę, że klauzula dotycząca jezuitów musi zostać usunięta. W 1952 r. rząd zalecił parlamentowi podjęcie prac w tej sprawie. Parlament zniósł zakaz dopiero 1 listopada 1956 roku, po trudnych debatach z Kościołami protestanckimi.
Historia Klosterlasse stanowi inspirację do ewangelizacji dzisiaj. Jego sposoby działania stanowią przykład tego, jak można podejmować ewangelizację w krajach skandynawskich – oczywiście nie poprzez zatajanie własnego wyznania, ale przez formowanie pojedynczych osób, wspieranie wszelkich środowisk katolickich, a przede wszystkim życie do końca oddane swojemu powołaniu, mimo wielu przeszkód.
Katarzyna Jachimowicz – „gość.pl”
Wakacyjne oczekiwanie pełne pustki
Za kilka dni kończą się wakacje, przynajmniej tej części z nas, która związana jest z oświatą – z powodu pracy, albo dzieci uczęszczających do placówek. Słucham opowieści ludzi wokół mnie i widzę niedosyt, czasem zazdrość, innym razem zawiedzione oczekiwania.
Wielu marzyło o wyjeździe na wczasy - gdziekolwiek byleby wyjechać choć kawałek od domu, ale galopująca inflacja zdusiła marzenia w zarodku. Inni planowali dalekie podróże, ale okazało się, że strajki na lotniskach i odwołane loty stanęły im mocno na przeszkodzie. Kolejnym udało się wyjechać, ale na miejscu oczekiwania brutalnie zderzyły się z rzeczywistością, zostawiając gorycz i żal.
Są też tacy, którym udało się wypocząć – na pielgrzymce (mimo trudu drogi), na działce pod miastem albo na wyjeździe, który okazał się strzałem w dziesiątkę.
Czy teraz jedni drugim mają zazdrościć, patrząc na zdjęcia na Instagramie czy słuchając opowieści pełnych zachwytu?
Rozmawiałam ostatnio ze znajomym, który samotnie wędruje po górach. Wysyłał mi fotorelację, pokazując piękno tego co widzi, gdzie udaje mu się dotrzeć. Czy też chciałabym tam być? Tak, ale wiem, że nie mam teraz takich możliwości – nie tylko ze względu na finanse. Cieszyłam się jednak jego spełniającym się marzeniem i tym, że mogę patrzeć na to, co on widzi – choćby na zdjęciach oraz słuchać zachwytu i radości w jego głosie. To jednak czasem wymaga dużo wewnętrznej wolności. Sama w różnych sytuacjach widzę, jak mi jej brakuje, gdy np. widzę rodziny wędrujące po górskich szlakach. Wiem, że w przypadku naszej rodziny taki obrazek jest chwilowo nieosiągalny.
Ciągłe porównywanie. Pokazanie sobie i innym, że mogę, mam, potrafię. Stawianie poprzeczki zbyt wysoko możliwości i realnych pragnień. Pytanie – po co? Czy naprawdę wszyscy musimy odpoczywać tak samo? Czy czasem nie lepiej poszukać rozwiązania na tu i teraz?
Mam ogromne szczęście, bo mieszkam nad morzem. Najszczęśliwsze dni naszych wakacji były wtedy, gdy pakowałam dzieci do auta i spędzaliśmy dzień nad Bałtykiem. Miałam takie możliwości, postanowiłam je dobrze wykorzystać. Z drugiej strony, nasz planowany od kilku miesięcy wyjazd okazał się wielkim niewypałem, który niestety zostanie w mojej pamięci na długo. Niestety, bo wolałabym wymazać trudne sytuacje z pamięci.
Magdalena Urbańska – „wiara.pl
Święci i błogosławieni w tygodniu
NIEDZIELNA EUCHARYSTIA – 6.30, 8.00, 9.30 – dla młodzieży, 11.00 – rodzinna, z dziećmi, 12.30, 16.00, 19.00, poniedziałek - sobota – 7.00, 7.30, 18.00.
Kancelaria (tel. 126452342) czynna: (oprócz sobót, I piątku i świąt): godz. 8-9 i 16-17.15
Redakcja „Wzgórza w Blasku Miłosierdzia”: Władysław Wyka - red. nacz.,
Wydaje: Parafialny Oddział Akcji Katolickiej nr 1 Archidiecezji Krakowskiej
- Parafia Miłosierdzia Bożego, os. Na Wzgórzach 1a,
Nr k. bank – 08 1240 2294 1111 0000 3723 9378, tel.; 0-12-645-23-42.
NASZE STRONY INTERNETOWE I ADRESY:
strona internetowa parafii: www.wzgorza.diecezja.krakow.pl
oraz milosirdzia-parafia.pl - PO Akcji Katolickiej
adres parafii: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.,
strona internetowa gazetki:wzgorza-gazetka.pl
adres gazetki:Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.