WZGÓRZA

W BLASKU MIŁOSIERDZIA

 

43/841                   -       24 października 2021 r. B.

INTERNETOWE WYDANIE TYGODNIKA „WZGÓRZA W BLASKU MIŁOSIERDZIA”

„Błogosławieni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”

 

 

4

                                                              

 

Niedziela

24 października 2021 r.

 

 

5

 

XXX NIEDZIELA ZWYKŁA B

EWANGELIA

Uzdrowienie niewidomego z Jerycha

           

Mk 10, 46b-52

Słowa Ewangelii według Świętego Marka

Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. A słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!»

Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go». I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się na nogi i przyszedł do Jezusa.

A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

 

10

 

 

24.10.2021 - IX niedziela Nowenny

Bóg, który potrzebuje kapłańskich i siostrzanych serc i rąk.

Modlitwa za kapłanów i siostry zakonne.

           

Chrystus powołał uczniów, aby poszli w Jego imieniu do świata głosić Królestwo Boże. Bóg potrzebuje ludzi, którzy zaniosą Ewangelię aż na krańce świata. „Proście Pana, aby wyprawił robotników na żniwo swoje” – Chrystusowa prośba rozbrzmiewa i dzisiaj.

Kościół, jako wspólnota wiary, modli się za kapłanów i siostry zakonne, aby byli wierni i święci. Modlimy się o nowe powołania do posługi Chrystusowi w Jego Kościele. Potrzebujemy szafarzy Bożych tajemnic, radosnych głosicieli Dobrej Nowiny, misjonarzy miłosierdzia jednających ziemię z niebem, ludzi o prawych i czystych sercach.

Nie ustawajmy w wytrwałej i ufnej modlitwie, prosząc o nowych kapłanów i nowe siostry zakonne. A może kogoś w Twojej rodzinie obdarzył Bóg łaską powołania? To znak Jego błogosławieństwa.   ks. Jan Abrahamowicz, proboszcz

 

11

 

Modlitwa o powołania kapłańskie i zakonne

Jezu, Boski Pasterzu, Ty powołałeś Apostołów i uczyniłeś ich rybakami ludzi. Wezwij i dzisiaj młodych ludzi do Twojej służby. Ty nieustannie żyjesz dla nas. Twoja ofiara nieprzerwanie uobecnia się na naszych ołtarzach, bo pragniesz, by wszyscy ludzi mieli udział w Twoim odkupieniu.

Niechaj ci, których powołałeś, rozpoznają Twoją wolę i daj im oczy otwarte na potrzeby całego świata. Daj im usłyszeć nieme prośby tylu ludzi, błagających o światło prawdy i ciepło prawdziwej miłości. Pozwól im wiernie trwać w dziele budowanie Twego Mistycznego Ciała, by w ten sposób kontynuowali Twoje posłannictwo. Uczyć ich solą ziemi i światłością świata.

Panie spraw, aby wiele dziewcząt i chłopców wielkodusznie i bez wahania poszło za głosem Twej miłości. Obudź w ich sercach pragnienie doskonałego życia według Ewangelii oraz wolę bezinteresownej służby dla Kościoła.

Daj im gotowość przyjścia z pomocą wszystkim tym, którzy potrzebują ich pomocnych rąk i miłosiernego pochylenia nad ludzką nędzą. Amen.

 

12

 

30. niedziela zwykła rok B

Żyjemy w czasach, które wymykają się łatwym ocenom. Z jednej strony w świecie kultu zdrowia, siły i urody. Z drugiej – uczciwie to trzeba przyznać – w świecie, który dla pokrzywdzonych przez los różnorakimi chorobami jednak sporo stara się robić. Czytania XXX niedzieli zwykłej roku B to przede wszystkim wskazanie, że Bogu i ci słabsi nie są obojętni. Ale jest w nich, zwłaszcza w Ewangelii, jeszcze trochę więcej.

Co znaczy stracić płaszcz, gdy można zyskać wzrok? Co znaczy stracić jako taką stabilizację na tym świecie, gdy można zyskać wieczność?

Bóg jest dobry. Chce naszego dobra. Czasem jednak - dla naszego dobra - komplikuje nam życie. Nie znaczy to oczywiście, że nasze cierpienia są zawsze skutkiem grzechu. Bywa w nich często jakiś inny sens. Prawdą jednak jest, że nieraz ludzkość różnych wstrząsów potrzebuje.

 
 
8
 
 
W dzisiejszym numerze:
- 30 Niedziela zwykła
- Co chcesz, aby Ci uczynił?
- Niewidoczni
- Przyjaciel Bóg
- Znak światła zapalonej świecy
- Święci i błogosławieni w tygodniu

 

 

6

 

30 Niedziela zwykła

rok B (Jr 31,7–9; Hbr 5,1–6; Mk 10,46–52).

1. Po niełatwym wymaganiu z poprzedniej niedzieli, jaki ma być uczeń Jezusa Chrystusa, Cierpiącego Sługi Jahwe, Kościół dzisiaj rozwija temat wiary, bez której tamtego wymagania w ogóle nie można zrozumieć. Godny litości niewidomy jest obrazem niedostatku wiary. Ewangelia ukazuje jednak optymistyczną perspektywę: błagający Jezusa o litość Bartymeusz przejrzał. Pocieszającą prawdą jest to, iż wiara biblijna jako egzystencjalna więź z Bogiem jest wpierw nam dana i jako taka dopiero zadana do praktykowania (por. wstęp do 20. Niedzieli zwykłej roku A). Inicjatywa Boga wyprzedza w tej dziedzinie wszystko. On pierwszy u początków ludzkości nawiązał dialog z człowiekiem objawiając mu siebie. Gdy w Adamie ludzkość straciła wyraźne widzenie, Bóg nie skąpił świateł. Zbawczy plan stopniowo odsłaniał prawdę, jaki jest Bóg, a osta­teczne objawił, że Jezus Chrystus jest światłością świata (zob. 4. Niedzielę Wielkiego Postu roku A, tom. II, s. 75–79).

2. Urywek z Księgi Jeremiasza pochodzi ze zwartego bloku proroctw o powrocie z niewoli i o nowym przymierzu, zwanego Księgą Pocieszenia. Adresatami jej byli wygnańcy w niewoli babilońskiej, którym Prorok głosi iście ojcowską inicjatywę zbawczą Boga wobec nich pogrążonych w nieszczęściu, choć było ono następstwem ich winy. Resztę Izraela czeka jednak wspaniała przyszłość, odwrotna do poniżenia, jakiego doznała od prześladowców. Izrael bowiem z wyboru Jahwe jest pierwszym wśród narodów. Powrót wygnańców podobnie opisuje Ps 126. Słowa proroctwa: są wśród nich niewidomi zapowiadają cud opisany w dzisiejszej Ewangelii. Fragment z Księgi Proroka Jeremiasza nie tylko przywołuje na pamięć sytuację sprzed więcej niż dwóch i pół tysiąca lat, ale także mówi nam dzisiaj o działaniu Chrystusa Arcykapłana w liturgii. On w sposób nadprzyrodzony umożliwia powrót do Boga przywracając wzrok duchowy przez dar wiary.

List do Hebrajczyków przynosi nam dziś kolejną charakterystykę Chrystusa jako Arcykapłana Nowego Przymierza. Godnością przewyższa On arcykapłaństwo Aarona pod wieloma względami. Mimo jednak przeciwstawienia występuje też szereg cennych podobieństw między tymi dwiema wielkościami, jak: powołany przez Boga (...) z ludzi brany, dla ludzi ustanawiany (...) może on współczuć (...). Razem zestawione ukazują analogię, którą ilustruje pośrednio dzisiejszy cud z Ewangelii. Nacisk spoczywa na sposobie powołania. Historia wędrówki Izraela po pustyni notowała samozwańcze uzurpacje odnośnie do godności kapłańskiej (por. Lb 16,1–17; 2 Krn 26,16–21), a pod rzymskim panowaniem arcykapłani żydowscy kupowali ten urząd od wielkorządców Cezara. Inaczej z Chrystusem: o Jego kapłaństwie nie decyduje inwestytura taka, jakiej dokonał wobec Aarona Mojżesz (por. Wj 28,1), lecz ustanawia Go kapłanem na wieki pod przysięgą bezpośrednio do Niego skierowany głos Ojca.

W Ewangelii opisany dzisiaj cud przywrócenia wzroku Bartymeuszowi – to drugie już u Marka (por. Mk 8,22–26) uzdrowienie tego rodzaju. Tamto nastąpiło dwoma etapami, to – od razu. Znamienne są szczegóły dzisiejszego cudu. Niewidomy żebrze siedząc przy drodze. Zgiełk tłumu idącego z Jezusem każe biedakowi zapytać o powód, a otrzymana wiadomość, że przechodzi Jezus z Nazaretu, mający – jak widać – wówczas już rozgłos cudotwórcy, wywołuje od razu głośne błaganie o litość poprzedzone mesjańskim tytułem: Synu Dawida (por. np. Mt 12,23; 21,9.15). Biedak, mimo że ucisza go tłum zmienny w swoich nastrojach, nie przestaje wołać, a wezwany przez Jezusa zrywa się spontanicznie, biegnie i w dialogu z Jezusem wypowiada swoje życzenie, tytułując Go Rabbuni, tzn. „Mistrzu mój!” (por. J 20,16). Jezus po przywróceniu mu wzroku zaznacza, że to wiara go uzdrowiła. Bartymeusz przejrzawszy idzie za Nim drogą.

3. Myśl główna niedzieli jest ześrodkowana na wierze obowiązującej w Nowym Przymierzu. To Jezus jako Syn Dawida wzywa teraz nieustannie wielką gromadę powracających z wygnania spowodowanego przez grzech, by ich napełnić od dawna oczekiwaną radością. Drogi Jezusa i niewidomego na duszy winny się spotkać. Biedny żebrak tylko słyszy przy drodze, że to Jezus przechodzi, ale Go jeszcze nie widzi. Mimo to ufnie otwiera się na Boże działanie wołając z uporem głośno, choć go tłum ucisza. Dochodzi wreszcie do zbawiennego dialogu, w którym widać jawnie wolę obu stron: Jezus pyta o życzenie niewidomego i spełnia je. Obdarowany wzrokiem Bartymeusz idzie drogą za Jezusem. Ten proces odzyskiwania wzroku duchowego dzisiaj się powtarza. Może on nie być tak spektakularny, ale i takich przykładów nie brakło nam w ostatnich czasach, żeby tylko wspomnieć André Frossarda, który swoim świadectwem pisarza poszedł za Jezusem Chrystusem.

4. Homilia wyzyska odpowiednio wszystkie trzy czytania ko­mentując praktycznie zwłaszcza Ewangelię o Bartymeuszu w duchu myśli głównej (pkt 3). Nasz niedzielny słuchacz słowa Bożego na ogół nie należy do niewidomych na duszy, ale odczuwa w sobie z pewnością niejednokrotnie niedostatki pełnego zawierzenia Bogu zwłaszcza w niezrozumiałych okolicznościach życia. Dlatego niejeden z nich zgodzi się z refleksjami naszych współczesnych poetów na temat niezbędnego procesu ponownego zdobywania wiary zasadniczo posiadanej. „Jak często trzeba tracić wiarę / urzędową / nadętą / zadzierającą nosa do góry / asekurującą / głoszoną stąd dotąd / żeby odnaleźć tę jedyną ... która jest spotkaniem po ciemku...” (ks. J. Twardowski). „Chcąc naprawdę wierzyć w Ciebie, Boże, / musimy zostać artystami wiary. / I nieustannie tę wiarę zdobywać / I wciąż od nowa zdobywać jej głębię” (R. Brandstaetter).

Augustyn Jankowski OSB – „wiara.pl”

 

 

7

 

Co chcesz, aby Ci uczynił?

Niewidomy Bartymeusz siedział przy drodze żebrząc. Wpływy z żebrania mógł mieć duże, bo w końcu była to droga wiodąca z Jerycha, bogatego miasta przygranicznego posiadającego urząd celny.

Mając wyczulony słuch, z daleka słyszy zgiełk tłumu i z ciekawością dowiaduje się, co się dzieje, bo może to oznaczać dla niego większe „wpływy” z żebrania. Kiedy dowiedział się, że to Jezus z Nazaretu przechodzi, zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Dla Bartymeusza Ten, który się zbliża, nie jest to tylko jakimś zwykłym cieślą z Nazaretu, który przekwalifikował się na wędrownego nauczyciela. Dla niego to jest „Syn Dawida”, a więc oczekiwany Mesjasz.

Skąd takie przekonanie w tym biednym człowieku? Możemy przypuszczać że siedząc przy drodze, na której żebrał, słyszał wiele opowieści o owym Cieśli z Nazaretu. Również możemy zakładać, że znał on zapowiedzi biblijne dotyczące oczekiwanego mesjasza. A mając sporo wolnego czasu i siedząc przy drodze, zapewne rozmyślał też nad Tym Człowiekiem, o którym tyle się wtedy mówiło. Zastanawiał się, kim On jest naprawdę. I wynikiem tego było odkrycie, które tu wyraża głośno. Zapewne czekał, czy nadarzy mu się kiedyś okazja, by spotkać Jezusa i teraz kiedy to się dzieje skorzystał z niej w pełni. I choć wielu nastawało na niego, żeby umilkł, on jeszcze głośniej wołał: „Synu Dawida, ulituj się nade mną!”

Kiedy Jezus usłyszał wołanie Bartymeusza, kazał go przywołać, a kiedy ten przybiegł do Niego, zadał mu pytanie, by skonkretyzować jego pragnienie skłaniające go do wołania do Jezusa. Wyczuł Jezus jego wiarę, bo nie spytał, co chce otrzymać, lecz co chce, by mu uczynić. I kiedy niewidomy wyraził swoje pragnienie zostaje ono natychmiast spełnione i realizuje się dzięki jego wierze. Niewidomy przejrzał i odtąd szedł za Jezusem. Owocem tego spotkania jest więc nie tylko odzyskany wzrok, lecz to że „szedł za Nim”, czyli dobrze wykorzystuje otrzymany dar, stając się uczniem Jezusa. Kroczenie za Jezusem będzie dla niego bardziej niepewne i kosztujące wiele trudu i zaparcia. Musi bowiem zostawić swój mały światek, w którym mimo ślepoty pewnie się poruszał, i teraz musi iść w wielki świat z jego zagrożeniami. Warto od Bartymeusza uczyć się rozmyślania, łącząc z sobą na modlitwie to, co znamy z Bożego Słowa z tym co dzieje się wokół nas. Można w takiej postawie modlitewnej głębiej odczytać otaczającą nas rzeczywistość i lepiej przygotować się na szczególne momenty, kiedy Jezus może nas zapytać: „co chcesz, abym ci uczynił?”.

Czy mamy w sobie takie pragnienie, by nie tylko słyszeć, że to Jezus przechodzi przez nasze życie, ale by zbliżyć się osobiście do Niego z prośbą serca – „ulituj się nade mną”, oddając Mu swoje problemy i prosząc o zobaczenie ich nowymi oczyma, Jego oczyma?                 

Tadeusz Hajduk SJ- „ILG”

 

 

13

 

Niewidoczni

Dla niektórych pandemia się skończyła. Widzimy to w środkach komunikacji, na ulicach, w sklepach czy na przeróżnych imprezach. Jakby było nas tu wszędzie więcej – swobodnych, rozśmianych, chciwych kontaktów.

Lockdownowe tematy stopniowo zanikają w rozmowach… Jak to się mówi: życie toczy się dalej, ma swoje prawa.

Nie da się jednak ukryć, że niektórzy zostali – gdzieś tam, daleko od biegu naszych zwykłych spraw: ktoś komuś umarł, ktoś ciężko się pochorował, niektórzy do dziś nie wyszli z długów, jeszcze inni zostali gdzieś w takim czy innym zamknięciu, nie umiejąc przekroczyć tej okołocovidowej granicy. Oni wszyscy stali się jakby niewidoczni dla naszych oczu. Bo przecież zwykliśmy uważać się za ludzi życzliwych. Robiliśmy zakupy sąsiadce, jak była na kwarantannie. Wpłacaliśmy na fundusz taki czy inny. I generalnie – ludzie mogą na nas liczyć.

A jednak coś w tym świecie wokół jest nie tak. Gdybyśmy rozejrzeli się uważniej, łatwo dostrzec, że niektórzy z tej naszej codziennej przestrzeni poznikali. Nie myślimy o nich, bo ich tu zwyczajnie nie ma. Nie rozmawialiśmy z kimś czasem już tygodniami. I nic nie wiemy, co słychać z tym czy z tamtym.

To nie jest zresztą kwestia tylko pandemii. Takie jest życie, tyle się wydarza czasem. Ot, ktoś się rozchorował, jest w żałobie, stracił pracę, nie zdał matury – i już czas mu się zaczyna dzielić na ten „przed” i ten „po”, zupełnie inny, inaczej przeżywany. Być może zresztą tak dzieje się i z nami: porzuciliśmy dotychczasowe znajomości i aktywność, pewne rzeczy stały się niemożliwe. Znikamy z radaru. Naszego życia nie da się w prosty sposób nikomu opowiedzieć, posklejać w ten sam co przedtem wzór.

Znamy te wszystkie typowe opowieści o starszych, samotnych sąsiadkach. O nastolatkach, które potrzebują rodziny i wsparcia. O ludziach, od których nie wolno nam się odwracać. W praktyce jednak cała nasza życzliwość rozbija się o niuanse własnego życia, o dwudziestoczterogodzinną dobę, konieczność odpoczynku itd. Wiemy, że się tu nie da nic poprawić. Po prostu.

Tak, to prawda. Uważam, że się nie da. Tyle że może nie tego powinniśmy próbować, nie o to się starać. Bo może nie chodzi tu o naszą pomoc, sklejanie cudzego życia na nowo. Może trzeba nam być obok kogoś, kto uparcie pokazuje jedno i to samo zdjęcie. Stawiać obiad przed drzwiami, które ciągle pozostają zamknięte. Być wśród słabych i nie próbować nikogo naprawiać.

 

 

15

 

Przyjaciel Bóg

Prawdziwa przyjaźń jest jak klejnot na dnie oceanu.

Znaleźć go trudno i łatwo zagubić.

Życie jest poszukiwaniem ciągłych nadziei

na spotkanie prawdziwego przyjaciela

Tymczasem tuż obok choć w ukryciu

z największą i najszczerszą miłością

czeka na nas jedyny prawdziwy przyjaciel

Taki od serca

On zna nas na wylot i wie wszystko

co chowamy w duszach To sam Bóg

Tak często bywa niezauważony.

Jego Przyjaźń jest jak klejnot,

który nigdy nie traci swojego blasku

To On całe życie nas prowadzi

i cierpliwie szuka kiedy się zgubimy

Wciąż wierzy w naszą przyjaźń.

I czeka na dar naszych serc.

inspiracja – „poetyckie-zacisze”

 

 

14

 

Znak światła zapalonej świecy

Świeca to nie słońce, jasne. Ale lepsze takie światło niż żadne.

Ciemność to niepewność, obawa i lęk. Wie to każdy, komu przyszło ciemną nocą iść bez latarki leśną drogą. Kroki stawiać trzeba wtedy ostrożnie, próbując wyczuć, czy pod stopami jeszcze twarda ziemia drogi czy już trawa, po której, krok dalej, już wykroty. Jeszcze gorzej, gdy bez światła znajdzie się człowiek w jakichś podziemnych korytarzach. W lesie można zadrzeć głowę w górę. I śledząc zawsze nieco jaśniejszą smugę na niebie tam, gdzie nie ma drzew, trzymać się mniej więcej właściwego kierunku. W plątaninie korytarzy tak się nie da. Można próbować iść po omacku, ale gdy to ciut bardziej skomplikowana plątanina korytarzy jaskiniowych, pozostaje czekać. Najpewniej na śmierć. A wystarczyłoby, skoro nie ma światła słońca, choćby małe inne źródło światła. Ot, latarka. I wszystko byłoby znacznie łatwiejsze.

Rozprasza mrok. Do tej właśnie rzeczywistości odnosi się symbolika zapalonej świecy. Jej światło rozprasza ciemność. Pozwala widzieć. Nie tak jak słońce, które oświetla wszystko. Oświetla jednak przynajmniej na tyle, by móc się w ciemności poruszać. Nie trzeba po omacku. A tych, którzy znajdują się nieco od niego dalej, przyciąga. Bo człowiek pogrążony w ciemności wypatruje światła. Kiedy zaś je spostrzeże, ku niemu zmierza.

Tematyka światła wraz z jego symboliką jest dość szeroko obecna w tekstach biblijnych. Od pierwszego dnia stworzenia, gdy Bóg rozkazuje „Niech się stanie światłość”, poprzez wyjście Izraela z Egiptu, gdzie Bóg prowadzi Naród Wybrany jako słup obłoku, nocą zamieniający się w słup ognia (dla ścigających go Egipcjan będąc ciemnością) po radosną zapowiedź Izajasza o odnowieniu Jerozolimy:

Powstań! Świeć, bo przyszło twe światło

i chwała Pańska rozbłyska nad tobą.

Bo oto ciemność okrywa ziemię

i gęsty mrok spowija ludy,

a ponad tobą jaśnieje Pan,

i Jego chwała jawi się nad tobą.

I pójdą narody do twojego światła,

królowie do blasku twojego wschodu. (Iz 60)

Piękne. Bóg, który nie tyle „mieszka w niedostępnej światłości”, ale jest światłością. Dla ludzi mieszkających w mroku. Rozjaśnia ów mrok i dlatego przyciąga. Zachariasz (ojciec Jana Chrzciciela), nazywając Jezusa „z wysoka wschodzącym słońcem” do tego właśnie nawiąże. O przyszłym Mesjaszu powie, że to ten, który „oświeci tych, co w mroku i cieniu śmieci mieszkają, aby nasze drogi skierować na drogę pokoju” (Łk 1). Piękna myśl ukazująca przy okazji, że wszelkie „braki pokoju”, czyli swary, zamieszki, rozruchy, wojny, to ciemność.

Do symbolu światła nawiąże też w Ewangelii Jana sam Jezus, po sprawie z kobietą, którą chciano ukamienować za cudzołóstwo. Mówi wtedy o sobie „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8). Znamienny kontekst, ale nie rozwijajmy tu tej myśli. W następnej zaś scenie Jezus przywraca wzrok niewidomemu: sprawia, że ten, który żył w ciemności otrzymuje możliwość życia w świetle. I tłumaczy: „Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata”

Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. (Mt 5)

Każdy uczeń Chrystusa ma więc być taką lampką, świecą czy pochodnią; tak jak Jezus światłem, które świecąc w ciemności przyciąga i oświetla ludzkie drogi, ścieżki wertepy, by człowiek wiedział którędy ma iść. Te właśnie prawdy mogą uzmysławiać nam zapalone w kościołach świece. Zarówno te na ołtarzu, te trzymane w garści przy odnawianiu przyrzeczeń chrzcielnych, jak i „świeca nad świecami”, wnoszony w Wigilię Paschalną do pogrążonej w mroku świątyni paschał. To zarówno przypomnienie kim dla ludzkości jest Jezus jak i tego, kim powinniśmy być my, dzięki łasce Jego uczniowie, a dzięki pełnieniu Jego woli, także Jego rodzina.

Uwierające pytanie: czy ludzie patrząc na mnie Boga chwalą czy zaczynają przeciw Niemu bluźnić?

Jestem gotowy! W nawiązaniu do oczywistej w sumie konstatacji, iż światło, światło lampki, świecy czy pochodni oświetla mrok trzeba też zauważyć, że zapalanie światła, trzymanie go w ręku, to także znak czuwania, znak bycia gotowym. Do działania, pójścia w drogę, do pracy, do zabawy. Warto w tym kontekście przypomnieć nie tylko przypowieść o pannach roztropnych i głupich (tych, które wzięły i tych, które nie wzięły na wesele zapasu oliwy do lamp), ale też piękne wezwanie Jezusa do gotowości na Jego powtórne przyjście: „Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał”.

Taką symbolikę ma zapalona świeca roratnia. Czytelną zwłaszcza gdy odprawia się je o świcie. Jej światło niejako oczekuje poranka; płonie czekając na światło nieporównanie większe i znacznie lepiej rozpraszające mrok: na słońce. Wstrząsającą wymowę musiał mieć dawny zwyczaj, gdy podczas tej mszy przedstawiciele wszystkich stanów (mowa o czasach społeczeństwa stanowego w średniowieczu) trzymając zapalone w ręku świecie deklarowali „jestem gotowy na sąd Boży”. Podobną wymowę ma symbolika paschału. On też czeka na „słońce, Jezusa Chrystusa”. W sumie zawsze trzymana w ręku świeca (lampka, pochodnia, latarka roratnia) to tznak gotowości. I wtedy, gdy sprawujemy sakrament chrztu i wtedy, gdy odnawiamy chrzcielne przyrzeczenia. Jest znakiem czuwania, znakiem, że na serio przyjmujemy wynikające z bycia chrześcijaninem zobowiązania. By kiedy przyjdzie powtórnie „światłość prawdziwa” (J 1), „słońce nie znające zachodu” (Exultet), Jezus Chrystus zastał nas czuwających.

Nie sposób w tym miejscu oprzeć się pragnieniu, by przytoczyć końcowe słowa Orędzia Wielkanocnego (Exultet), pięknie wyrażające ową podwójną – jako znaku rozpraszania ludzkich ciemności i znaku gotowości symbolikę płonącej świecy:

Niech ta świeca płonie, gdy wzejdzie słońce nie znające zachodu: Jezus Chrystus, Twój Syn Zmartwychwstały, który oświeca ludzkość swoim światłem i z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen, amen, amen!

Spalam się w służbie. Jest jeszcze jeden wymiar symboliki płonące świecy (lampki, mniej pochodni). To znak ofiary. W Biblii wprost takiej symboliki chyba nie ma (przynajmniej piszący te słowa nie kojarzy), ale idea jest; idea ofiarowania (czyli spalania!) siebie w ofierze dla Boga, w służbie dla Boga. Symbolika ta jest jednak wyraźnie obecna w Orędziu Wielkanocnym.

W tę noc pełną łaski przyjmij, Ojcze Święty, wieczorną ofiarę uwielbienia, którą Ci składa Kościół święty, uroczyście ofiarując przez ręce swoich sług tę świecę, owoc pracy pszczelego roju. Znamy już wymowę tej woskowej kolumny, którą na chwałę Boga zapalił jasny płomień. Chociaż dzieli się on użyczając światła, nie doznaje jednak uszczerbku, żywi się bowiem strugami wosku, który dla utworzenia tej cennej pochodni wydała pracowita pszczoła.

Jasne: by ta świeca płonęła trzeba pracy tych, którzy ją przygotowali (i pszczół i w sumie wytwórcy świec też). Ale szczególnie piękne jest owo przypomnienie, że jej światło żywi się strugami wosku. Tak. By w świecie płonęło światło Chrystusa, by płonęło też nasze światło przed ludźmi – tak by mogli chwalić niebieskiego Ojca – trzeba, by spłonął „wosk” naszego ja, naszych marzeń, naszych sił, naszych starań. Bezpowrotnie. Po prostu: bycie światłem kosztuje. Musi kosztować.

Kiedy więc patrzymy na płonącą świecę, zwłaszcza kiedy trzymamy ja w ręce, warto pamiętać, że wezwani do tego, by być światłem, nieuchronnie musimy się też spalać. To nasz dar dla Boga, dla Jezusa i jego Ewangelii.

Być światłem, jak Chrystus światłem dla świata, być gotowym do działania dla tej sprawy, spalać się dla niej – to trzy wymiary symboliki płonącej świecy. Aż prosi się, by napisać jeszcze o symbolice paschału i słońca (przy okazji przypomnieć , gdzie w tej symbolice tak naprawdę ono wschodzi). Ale o tym w kolejnych odcinkach cyklu.

AJM – „wiara.pl”

 

 

Święci i błogosławieni w tygodniu

 
 
 
 

NIEDZIELNA EUCHARYSTIA – 6.30, 8.00, 9.30 – dla młodzieży, 11.00 – rodzinna, z dziećmi, 12.30, 16.00, 19.00, poniedziałek - sobota – 7.00, 7.30, 18.00.

Kancelaria (tel. 126452342) czynna:

(oprócz I piątku i świąt): godz. 8-9 i 16-17.15 (oprócz sobót)

Redakcja „Wzgórza w Blasku Miłosierdzia”: Władysław Wyka - red. nacz.,

Wydaje: Parafialny Oddział Akcji Katolickiej nr 1 Archidiecezji Krakowskiej

- Parafia Miłosierdzia Bożego, os. Na Wzgórzach 1a,

Nr k. bank – 08 1240 2294 1111 0000 3723 9378, tel.; 0-12-645-23-42.

NASZE STRONY INTERNETOWE I ADRESY:

strona internetowa parafii: www.wzgorza.diecezja.krakow.pl

oraz milosirdzia-parafia.pl - PO Akcji Katolickiej

adres parafii: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.,

strona internetowa gazetki:wzgorza-gazetka.pl

adres gazetki:Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.